Mruknęłam niezadowolona w poduszkę, kiedy do moich uszu dobiegł dzwonek telefonu i poczułam pod poduszką wibracje. Przekręciłam się na drugą stronę, zapominając całkowicie, że ktoś obok mnie śpi, przez co uderzyłam się w nos i jęknęłam cicho, otwierając automatycznie oczy. Ukazał mi się śpiący Justin do połowy odkryty, który chcąc nie chcąc, wyglądał jak anioł podczas tego stanu. Przetarłam twarz dłonią i wyciągnęłam komórkę spod poduszki, widząc swoją mamę na wyświetlaczu. Odebrałam połączenie, opadając na swoje poprzednie miejsce.
- Mamo? Jest dziewiąta rano - wymamrotałam, czując obejmującą mnie rękę Justina.
- Kto dzwo...? - Usłyszałam zachrypnięty głos rozbudzającrgo chłopaka i natychmiastowo zakryłam mu dłonią usta. Jeszcze tego by brakowało, aby mama powiedziała ojcu, że spałam z Justinem w jednym łóżku. Mój tata jest naprawdę staroświecki.
- Kochanie, godzina dziewiąta jest godziną, o której powinnaś już dawno być na nogach. Ale nieważne, wróciłam już z tatą do domu, ale będziemy niedługo jechać do Oakland. Mieliśmy jechać tydzień temu, ale nie dostałam urlopu. Chciałabyś jechać z nami? Porozmawiasz z Asian i może będzie Luke w domu?
- Nie wiem sama, niedługo mam urodziny i nie chcę spędzać ich tam... - zaczęłam, wahając się mimo wszystko. Przeczesałam nerwowo swoje włosy. - To znaczy chciałabym spędzić urodziny z wami, ale może najpierw urządzę dla swoich znajomych, a potem przyjadę do Oakland?
Spojrzałam na Justina, który słuchał naszej rozmowy i bawił się kosmykiem moich włosów.
- Dobrze, ale jakbyś zmieniła zdanie to daj znać. Dużo potrzebujesz na te urodziny?
- Nie wiem czy jeszcze urządzę u Davida czy może w jakimś klubie. Ale raczej zaoszczędzimy i zrobimy w domu. Pogadaj z Davidem, on na tu najwięcej do gadania, nie ja - mruknęłam pod nosem, wiedząc, że wszystko nie może być wedle moich życzeń, bo w końcu David też ma dużo do powiedzenia w tej kwestii.
- Racja. I wstawaj, bo szkoda dnia, kochanie! Bądź miła dla mamy Justina! Podziękuj za gościnę!
- Już wstaję i podziękuję. Pa, mamo - zaśmiałam się cicho do telefonu, kręcąc głową i rozłączyłam się, spoglądając na Justina, który od razu przyciągnął mnie do swojego torsu.
Miałam niemałe wyrzuty sumienia za to, że nie przystałam na propozycję mamy. Wiedziałam, że będzie jej przykro, że nie będzie mogła ze mną być w dniu moich urodzin. Teoretycznie będzie mogła być, jednak nie będzie świętowała ich ze mną jak każdego roku. Westchnęłam cicho i sięgnęłam ręką do ramienia Justina, na którym miał wiele tatuaży. Zaczęłam wodzić palcem po ich konturze.
- Kto to Luke?
- Mój dawny kolega z klasy. Dawno go nie widziałam.
- Słysząc twoją mamę, wiem po kim jesteś taka kulturalna i uprzejma. W większości czasu - dodał, co wywołało u mnie śmiech i podniosłam się z chłopaka, unosząc brwi do góry. Justin przyglądał mi się uważnie i z każdą chwilą zsuwał wzrok coraz niżej i roześmiał się.
- Masz na sobie stanik? Kobieto, jesteś moją dziewczyną, a nie kuzynką, która w kryzysowej sytuacji musiała zostać na noc u rodziny!
- Zostaw! - zaśmiałam się, odskakując od niego, gdy tylko chciał mnie złapac do biodra do siebie i zeszłam z łożka, zakładając ręce na piersiach. - Chodź coś zjeść. Muszę niedługo wracać. - Zmieniłam zręcznie temat, poprawiając spodenki Justina na swoim ciele i ruszyłam do wyjścia, zachęcając chłopaka, aby zrobił to samo. Leniwie zwlókł się z łóżka i ze zmierzwionymi włosami zrobił to samo co ja.
Wyglądało na to, że Pattie w domu już nie było, a pies Justina od razu rzucił się na jego kolana z chwilą, gdy tylko go zobaczył. Uśmiechnęłam się mimowolnie i weszłam do kuchni, wyjmując składniki na tosty. Nie umiałam robić nic specjalnego.
- Gdzie Pattie?
Justin wyjął z szafki karmę dla Elsie i nasypał jej do miski, po czym oparł się o blat kuchenny obok mnie. Przyłapałam siebie na tym, że za długo się mu przyglądałam, jednak jego uroda naprawdę była powalająca.
- Pewnie poszła do Molly, jej koleżanki. Do pracy ma na nockę. Znowu. - Wzruszył ramionami i zabrał się za krojenie ogórków i papryki do tostów.
Pokiwałam głową, gryząc skórki swoich ust i nałożyłam składniki na tosty.
- Twoja mama jest pracoholiczką - stwierdziłam. - Za każdym razem, gdy z tobą rozmawiam, lub tu przychodzę jej nie ma.
- Sam nie wiem, jest bardzo dobrą lekarką, więc je praca potrzebuje poświęceń. Czasami musi nagle iść do pracy i nie ma wyjścia, musi tam iść. Nasi sąsiedzi też często proszą ją, aby zajrzała do nich. Wątpię czy jest zadowolona z takiego obrotu sprawy.
Westchnęłam, kiwając głową i pokrzepiająco się uśmiechnęłam do chłopaka, słysząc jak w jego głosie pobrzmiewa smutek. Wsadziłam przygotowane tosty do urządzenia i podeszłam do chłopaka, obejmując dłońmi jego kark. Potarłam go kciukiem, po czym pocałowałam chłopaka powoli i leniwie, tak jak najbardziej lubiłam. Justin zadowolony automatycznie odwzajemnił mój gest i chwycił moje biodra, z lekkością podnosząc mnie na blat kuchenny, aby miał lepszy dostęp do moich warg.
- Może pooglądamy wieczorem jakieś bajki lub filmy? - mruknął szatyn w moje usta, przenosząc niedługo potem pocałunki na moją szyję. Przymknęłam oczy, powstrzymując śmiech.
- Możemy, ale u mnie, bez urazy, ale mój salon jest bardziej przytulny, niż twój - odpowiedziałam, spoglądając na Justina, którego usta były już opuchnięte od całowania. Mocno przyciągnęłam go do siebie i schowałam twarz w jego szyi, a szczupłymi ramionami objęłam go w pasie. Poczułam ogarniające mnie szczęście, w takim stopniu, że łzy mało co nie szczypały mnie w oczy, dlatego je zamknęłam. Dłonią gładziłam skórę chłopaka na szyi. Odetchnęłam cicho, jednak w tym samym momencie zapachniało spalenizną. Spojrzałam w kierunku tostera.
- Cholera.
~*~
- To wcale nie była moja wina! Aż tak okropną kucharką to nie jestem - zaprzeczyłam rozbawiona, kiedy Justin zdawał raport Davidowi na temat spaleniu "przeze mnie" tostów, chociaż tak naprawdę to była nasza wspólna wina.
Odeszłam od chłopaków, idąc do swojego pokoju na poddaszu, bo musiałam się w końcu przebrać w normalne, wygodne ubrania, bo w tej sukience naprawdę nie było za wygodnie. Wyciągnęłam z szafy zwykłe bawełniane spodenki, podkoszulek, luźny sweter i bieliznę. Gorąca woda pod prysznicem była tak bardzo uzależniająca, że wyszłam z łazienki dopiero gdy zaczęła lecieć letnia woda. Dobrze, że David jechał do Abby, bo prawdopodobnie zamordowałby mnie. Przez kilka minut walczyłam z rozczesaniem swoich mokrych włosów, a w pokoju podłączyłam telefon do ładowarki, bo zostało mi mało baterii. Spojrzałam na siebie w lusterku, smarując na usta balsam ochronny, po czym zeszłam na dół. Tym razem poczułam zapach nie spalonych tostów, ale maślanego popcornu. Justin niósł do salonu miski z chipsami, cukierkami i popcornem. Pomogłam mu i zaniosłam coś do picia.
- Mhm, jaka szkoda David, że zaraz wychodzisz. - Uśmiechnęłam się złośliwie do starszego brata, poruszając brwiami w zabawny sposób, a on tylko wykrzywił twarz.
- Bez żadnych wygłupów. Dzwoń do mnie, jakby coś się stało - zażądał David, łapiąc kluczyki samochodowe w dłoń i wyszedł z domu. Parsknęłam cichym śmiechem i wyciągnęłam z szafy na korytarzu koce i kilka poduszek, rzucając je na podłogę przy kominku.
Justin spojrzał na mnie przez ramię, przeszukując filmy, które znajdowały się wiklinowym koszyku i zassał dolną wargę. Oparłam się plecami o łóżko i owinęłam się kocem, obserwując ruchy chłopaka.
- Masz same gówniane filmy i bajki - stwierdził. - Król lew? Mulan? Pretty Woman? High School Musical? Chyba sobie żartujesz - wykrztusił, spoglądając na mnie, a ja otworzylam usta, kładąc dłoń na klatce piersiowej, jakby mnie uraził.
- Wypraszam sobie, ale Mulan i Król lew są świetnymi bajkami. Zresztą jak każda Disney'a. Proszę, włącz Króla lwa, a potem włączysz coś dla siebie przez internet, okej? Możesz zasłonić okna? - poprosiłam, biorąc łyka soku pomarańczowego, który wcześniej tu przyniosłam.
- Okej, Szybcy i wściekli w takim razie - zażądził, a ja powstrzymałam jęk niezadowolenia i zrobiłam skwaszoną minę, biorąc sobie miskę popcornu na kolana. Justin zrobił to o co go poprosiłam i włączył bajkę, kładąc się na miejscu obok mnie. Jedną rękę wsunął za moje plecy.
Uwielbiałam oglądać filmy w wolne dni, kiedy za oknem było ciemno, a ja siedziałam opatulona ciepłym kocem. Kątem oka spojrzałam na Justina i uśmiechnęłam się z czułością, ponownie odwracając wzrok na telewizję. Gdy bajka się rozpoczęła, ciągle ją komentowałam i rozpływałam się pod jej wpływem. Podciągnęłam kolana do klatki piersiowej i oparłam o nie brodę. Walczyłam sama ze sobą, aby nie wypuścić wylewu łez, gdy tylko tata Simby zmarł. To śmieszne, że za każdym razem przeżywałam wszystko tak samo. Powinnam wyciągnąć z tego jakieś wnioski. O dziwo Justin również oglądał skupiony bajkę i po jego minie, mogłam spokojnie stwierdzić, że lubił Króla lwa, ale chyba chciał przede mną stworzyć pozory męskości. Znam go już za dobrze.
- Tylko nie to - wymamrotałam sama do siebie, widząc jak bajka się kończy, a Justin podnosi się z miejsca, aby przełączyć na jego film.
- Timon i Pumba są najlepsi, prawda?
- Yeah - zgodził się chłopak z leniwym uśmiechem na twarzy i oblizał wargi. - Nie musimy oglądać tego, jeśli nie chcesz.
- Włącz i nie gadaj - zachichotałam pod nosem, biorąc sobie garść popcornu. Gdy film się zaczął, a Justin dalej zasłaniał mi ekran, rzuciłam w niego poduszką. Poskutkowało.
Wbiłam wzrok w telewizor, zmieniając pozycję na leżącą, mając nadzieję, że może tym razem film mnie zaciekawi. Nic bardziej mylnego. Co jakiś czas przymykałam oczy z nudów, liczyłam ile popcornu mam na dłoni lub przytulałam się do ręki chłopaka jak małe dziecko.
- Kocham cię, ale w tej chwili mam ochotę cię wyrzucić przez okno. - Spojrzał na mnie z dezaprobatą, jednak i rozbawieniem w oczach, odgarniając moje jasne włosy z twarzy. - Ja oglądałem twoją bajkę, a ty się kręcisz i nie uważasz, oglądając moją.
- Gdyby twój film był ciekawy tak jak moja bajka, to bym oglądała. Bo gdyby Król lew ci się nie podobał, to też byś nie oglądał - odparłam na swoją obronę, a pisk uciekł z mojego gardła, gdy Justin zaczął mnie za karę łaskotać, czego cholernie nienawidziłam. Próbowałam odciągnąć jego dłonie od swojego ciała, jednak na próżno, bo był o wiele silniejszy ode mnie. Śmiałam się wniebogłosy, czując brzuch zaczyna mnie boleć, lecz w końcu Justin przestał mnie drażnić i uciszył mój śmiech swoimi miękkimi wargami. Zaskoczona przez chwilę nie oddawałam pocałunku, ale kilka sekund później złapałam jego kark, przyciągając go bliżej do siebie. Jego dłoń wsunęła się pod mój sweter i podkoszulkę, dotykając moich nagich pleców. Mruknęłam cicho w jego wargi, odwzajemniając jego gesty z takim samym uczuciem jak on, nie mogąc się dostatecznie nasycić. Nigdy nie miałabym dość dotyku Justina.
Justin odsunął się i sprytnym, szybkim ruchem zdjął ze mnie sweter razem z podkoszulką, pozostawiając mnie w samym biustonoszu, po czym znowu wbił się w moje usta.
- Wiesz, że jesteś ciężki? - wysapałam, być może psując romantyczny klimat jednak żadne z nas się tym nie przejęło. Justin zaśmiał się w moje wargi, po czym przekręcił nas tak, że to ja byłam tym razem na górze. Z głupkowatym uśmiechem na twarzy przyciągnął mnie do siebie i ponowił pocałunki. Kompletnie zatracona pocałunkami zaczęłam gładzić jego umięśnione ciało, czując wbijającą się erekcję chłopaka w moje udo, gdy tylko przestał mnie całować i mocno przytulił mnie do siebie. Podnosi się do pozycji siedzącej i odgarnia moje włosy za plecy, następnie opierając nasze czoła o siebie. Czułam jego szybki i ciężki oddech na swoich wargach, podczas gdy patrzyliśmy w swoje oczy o odmiennych kolorach tęczówek.
- Lizzie.... - zaczął kompletnie zachrypniętym głosem z emocji, jakimi nim targały.
- Tak - przerwałam mu od razu, doskonale wiedząc o co chce zapytać. Czułam jak moje serce wali z każdą sekundą. Justin wpatrywał się we mnie, jakby oczekiwał, aż zmienię zdanię czy dam mu oznakę jakiegoś strachu, jednak to nie nadeszło. Zamiast tego przycisnęłam usta do jego, a chłopak podniósł mnie, po omacku próbując wyłączyć telewizję.
- Nie dasz rady wejść ze mną po schodach - mruknęłam do niego, jednak on tylko pokręcił głową uparcie, stabilnie wchodząc po schodach. Pomogłam otworzyć mu drzwi i gdy tylko zatrzasnęły się za nami za pomocą Justina nogi, opadliśmy na łóżko. Ciężko oddychając, zdjęłam z niego koszulkę i dresy, w które był ubrany.
- Mogę? - spytał, sięgając dłońmi pod moje plecy na zapięcie stanika, a ja tylko pokiwałam głową, walcząc sama ze sobą, aby mu nie wykrzyczeć, aby nie zadawał mi takich pytań, bo sprawiały, że czułam się zażenowana.
Z tą chwilą poczułam, jak Justin zaczyna tworzyć ścieżkę pocałunków na mojej szyi, a ja zacisnęłam oczy z przyjemności, jaka rozchodziła się po moim ciele. Po chwili dotarł do moich piersi i zaczął je pieścić swoimi wargami. Z trudem kontrolowałam swoje ruchy, gdy z każdą chwilą schodził coraz niżej, aż zaczepił palcami o moją bieliznę i się jej ze mnie pozbył. Znowu powrócił do moich ust, jednocześnie powoli wsuwając we mnie palce. Nie mogąc powstrzymać się od jęku, mocno otoczyłam ramionami szatyna. Bez przerwy poruszał we mnie palcami, przesuwając usta na moją szyję. Mocno zasysał skórę, po chwili przejeżdzając po niej językiem, aby uśmierzyć powstały ból. Przesunęłam dłonią w dół po jego napiętym bicepsie i po chwili zaczęłam zsuwać mu bokserki z bioder. Słyszałam jego szybki oddech. Objęłam swoją drobną dłonią jego erekcję i przesuwałam nią w górę i dół. Justin jednak nie pozwolił mi kontynuować swoich ruchów i zabrał moją rekę, wycofując również i swoją. Mruknęłam niezadowolona.
- Kocham cię. Wiesz to, Lizzie? Powiedz mi - wydyszał, patrząc na mnie z ogromnym nakładem uczucia w oczach i oparł nasze czoła o sobie po raz kolejny.
Przełknęłam ślinę i ucałowałam delikatnie napuchnięte wargi chłopaka.
- Kocham cię, Justin. I przestań zadawać mi pytania - zaśmiałam się na koniec, rozluźniając atmosferę. Odnosiłam wrażenie, że Justin denerwował się bardziej niż ja tą całą sprawą. Wyciągnął ze swojego portfela paczuszkę prezerwatywy i znowu powrócił na łóżko.
- Kocham cię. - Pokręcił głową z rozbawieniem i czułością, po czym zagryzł mocno dolną wargę, rozrywając opakowanie prezerwatywy.
Wzięłam głęboki wdech do ust, obserwując swojego chłopaka. Chłopaka? Kto wymyślił takie bzdurne określenie? To osoba, którą cholernie kocham. A nie jakiś tam mój chłopak.
Boże, to naprawdę się dzieje. Zaraz przestanę być dziewicą. Nie uważałam jednak dziewictwo za coś niezwykle ważnego i coś, co trzeba zachować jak najdłużej. Pierwszy raz trzeba zrobić przede wszystkim z osobą, którą kochasz i gdy czujesz się gotowa. A ja chyba nie mogę czuć się bardziej gotowa, patrząc na chłopaka, który jest tak bliski mojemu sercu. Niczego bym nie zmieniła teraz. Jednak bałam się jednej rzeczy. Bólu.
- Spokojnie, kochanie. Jeśli-
- Nie. Wszystko jest w porządku. Tylko powoli. Proszę - szepnęłam drżącym głosem.
- Powiedz jeśli będzie bolało, to przestanę. Lizzie, słyszysz? - wymamrotał, łapiąc moją twarz w jedną dłoń, a ja pokiwałam głową, mocno się przytulając do chłopaka, jednocześnie zaciskając powieki. Zduszony krzyk uciekł z moich ust, kiedy czułam jak Justin powoli wsuwa się we mnie. Wbiłam paznokcie w jego biceps i kiwam głową na znak aby kontynuował. Justin jęknął z przyjemności. Poczułam koszmarne pieczenie w moim środku, które sprawiało, że natychmiast miałam ochotę przerwać nasze zbliżenie. Nie mogłam powstrzymać łez napływających do moich oczu. Dziewczyny mówiły, że ich pierwszy raz nie był taki zły? Dlaczego ja muszę odstawiać od tej reguły?
- Lizz, skarbie? - Justin odgarnął gorączkowo włosy z mojej twarzy.
- Jest okej.
- Mam.... Mogę się poruszyć?
Pokiwałam głową, ciągle nie otwierając oczu, aby nie pokazać oznak ogromnego bólu, jakiego właśnie doświadczałam. Justin poruszył we mnie biodrami, cicho pojękując, a ja zacisnęłam palce na jego ramionach. Cichy szloch wyrwał się z moich ust, gdyż pieczenie i ból nie ustawał, a raczej wzrastał na sile. Otworzyłam swoje oczy, a Justin w tym samym momencie zaczął obdarowywać moją twarz pocałunkami, prawdopodobnie, aby odwrócić moją uwagę od tego co niosło ze sobą jego poruszanie się we mnie.
- Kocham cię. Kocham cię. Kurewsko cię kocham. Od samego początku. Lizzie - szepnął Justin drżącym głosem, patrząc na mnie z bólem w spojrzeniu, całując kąciki moich oczu, gdzie zbierały się łzy, policzki, nos, czoło, brodę i usta. - Nie płacz, proszę.
Chciałam się odezwać, jednak nie byłam w stanie. Obawiałam się, że zamiast słów wyrwie mi się z ust kolejny szloch. Podniosłam się delikatnie, aby pocałować go w usta, ponownie chowając twarz w jego szyi.
Z każdą chwilą uczucie dyskomfortu znikało, ból również, ale nie pieczenie. Starałam się panować nad sobą, bo chciałam, aby Justinowi było przyjemnie. Zresztą gdybym mogła jeszcze raz, znowu bym to zrobiła. Posiadanie Justina tak blisko siebie było najpiękniejszą rzeczą, jaką mogłam mieć. Ucałowałam jego szyję, głęboko w nią oddychając. Doceniałam, że kontrolował siebie i utrzymywał wolne tempo, aby sprawić mi jak najmniej bólu. Odetchnęłam cicho, gdy Justin zaczął składać pocałunki na mojej klatce piersiowej, a on delikatnie zaczął przyspieszać swoje tempo.
Nieważne ile bólu mi to sprawiało, ogólnie rzecz biorąc było to najcudowniejsze doświadczenie. Złączenie się dwóch osób w jedność było dla mnie czymś niewiarygodnym, a tak właśnie się czułam teraz. Miałam wrażenie, że zaraz wybuchnę z miłości do Justina, teraz byłam tego pewniejsza niż kiedykolwiek. Był moją bratnią duszą. Kimś kto mnie rozumiał, z kim mogłam rozmawiać o wszystkim i kłócić się o błahostki. Justin był wspaniałym człowiekiem. Jak ktoś mógł tego nie widzieć? Nawet jeśli nasz związek się rozpadnie, nie uda nam się, a Justin wyjedzie na koniec Ameryki, będę wiedziała, że przeżyłam swój pierwszy raz z osobą, która była moim życiem w tamtym momencie.
Jesteś moim życiem, Justin.
Uśmiechęłam się leniwie do niego, przeczesując palcami jego jedwabiste włosy i wzięłam wdech do ust.
- Zaraz dojdę - ostrzegł mnie z cichym jękiem, a ja pokiwałam głową, skupiając się wyłącznie na jego pocałunkach, przesuwając paznokciami w dół jego pleców, gdy mocniej się we mnie wbił. Nie przestawał patrzeć mi w oczy ze wzrokiem pełnym miłości kiedy szczytował; obserwowałam jak z jego ust wydostaje się przeciągły jęk, a jego ciało tężeje, po czym opada na mnie, chowając twarz w mojej szyi. Czułam szybkie uderzenia jego serca i ciężkie oddechy, jakie brał do ust. Chwilę leżeliśmy w akompaniamencie wyłącznie naszych oddechów i bicia serc, aż Justin podniósł się ze mnie i odsunął, aby wyrzucić prezerwatywę do kosza. Ogarnęła mnie nagle dziwna pustka, co sprawiło, że zacisnęłam uda. Spostrzegłam krew na prześcieradle, jednak byłam zbyt wycieńczona, aby się ruszyć z miejsca.
- Wszystko dobrze? Jak było? - spytał znartwionym głosem, kładąc się obok i przyciągnął mnie na swój tors. Położyłam głowę na jego klatce piersiowej, uśmiechając się słabo na bicie jego serca.
- Jakoś to zniosłam - powiedziałam żartobliwie i złapałam jego policzek. - Było jak w el cielo.
_____________________________
#project98ff
błędy poprawię potem
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz