niedziela, 8 stycznia 2017

50. Nie jestem idealny.

Zagryzłam wnętrze policzka, opierając się bokiem o jeden ze słupków i uśmiechnęłam się na widok Justina, który ponownie włożył na głowę swoją koronę. Nie było to chyba dla nikogo zaskoczeniem, że został mianowany królem balu, a królową sama Olivia Nevton. Nie czułam do niej żadnego żalu czy zazdrości o taniec z Justinem - wynikało to prawdopodobnie z tego, że byłam pokojowo nastawiona do wszystkich ze względu na zakończenie naszego liceum. Wiedziałam, że większości osób już nigdy nie zobaczę i kończy się ważny dział w moim życiu.
- Myślałam, że w przeciągu godziny to nie zdążysz się wyrobić z tym żegnaniem się - odetchnęłam z ulgą, kiedy Justin uściskał się z Ryanem i w końcu ruszył w moją stronę z przekrzywioną koroną na głowie. Na moje słowa uśmiech rozświetlił jego twarz. To było tak oczywiste, że był najprzystojniejszym i najbardziej czarującym chłopakiem w naszym liceum. Jego wygrana była wiadoma od samego początku.
- Neville się porządnie nawalił. Nie wiedziałem, że jest w stanie przyjąć taką ilość alkoholu - zaśmiał się Justin, łapiąc moją dłoń delikatnie i pociągnął w stronę samochodu. Nie pił nic dzisiaj z czego byłam bardzo zadowolona, bałam się, że narobiłby tym sobie tylko problemów, ale nauczyciele byli tego wieczoru bardzo wyluzowani. Wsiadłam do samochodu, zapinając pasy, a z nóg zsunęłam obcasy. Moje stopy były obolałe i żałowałam, że postanowiłan je ubrać, skoro wiedziałam, czym się to skończy.
- Na tobie wyglądała o wiele lepiej - stwierdził Justin, kiedy tylko poprawiał swoje lusterko i zdjął koronę z głowy, odkładając ją na moje kolana.
- Słodzisz - mruknęłam rozbawiona i wyciągnęłam nogi przed siebie, czując przyjemne rozciągnięcie swoich mięśni. Przymknęłam oczy zmęczona, czując jak klimatyzacja rozprasza ciepło po całym aucie, a Justin wyjeżdża spod szkoły. - Kiedy masz najbliższe spotkanie, mecz lub trening? Wiadomo już coś w tej sprawie?
Mimo, że miałam zamknięte powieki, czułam na sobie jego wzrok.
- Spróbuję w New Jersey. Już przyjąłem ofertę, zresztą to najlepszy klub, od jakiego dostałem propozycję. Zawsze marzyłem, aby tam się dostać. Jedyny problem, to że jest kurewsko daleko. A pierwszy trening mam pod koniec lipca. Nie mam pojęcia, czy będę latał na te treningi, czy przeprowadzić się. Będę musiał porozmawiać z Pattie.
Nie odezwałam się, tylko pokiwałam głową, czując dopadający mnie stres. Nie wiedziałam, że Justin już przyjął propozycję, nie byłam również świadoma, że o miesiąc wcześniej wyjedzie z naszego miasta. Miałam wrażenie, że uzależniłam się od Justina, tak bardzo, iż odczuwałam strach przed samą myślą, że Justina nawet nie będzie w pobliżu. Postanowiłam w końcu coś powiedzieć, mając nadzieję, że przestanę rozmyślać o nieistotnych rzeczach. Przynajmniej na ten moment.
- Odległość to chyba problem wielu studentów. Te porządne uczelnie są daleko od Los Angeles. Już się z tym niestety pogodziłam. Jeśli dostanę się na Columbię w Nowym Jorku, to będę najszczęśliwsza. A jeśli nie, to pewnie będę próbować gdzieś bliżej domu. - Otworzyłam powoli oczy, zerkając na Justina, który koncentrował się na jezdni, jednak na ułamek sekundy nasze spojrzenie się zetknęło. - Kiedyś marzyłam, aby iść na Juilliarda. Marzenia - dokończyłam zrezygnowanym głosem, po czym przesunęłam dłońmi po swoich nogach, obserwując jak parkujemy pod ogromnym domem chłopaka. Wciąż nie przyzwyczaiłam się do luksusów, w jakich żyje. Nałożyłam ponownie obcasy i wysiadłam z auta, prędko podbiegając do drzwi, aby nie zmarznąć.
Tym razem nie zapukałam do drzwi ze względu na późną porę i jak najciszej otworzyłam drzwi. Na próżno. W kuchni było zapalone światło i słychać było brzdąkanie talerzy.
Justin zrobił przepraszającą minę.
- Och, jesteście! - W drzwiach ukazała się uradowana mama kapitana, trzymając ścierkę w dłoni. Odrzuciła ją na bok i szczerze się uśmiechnęła w naszym kierunku. - Wyglądacie tak pięknie, jesteście dla siebie stworzeni! - wzruszyła się kobieta, poprawiając bluzkę na swoim ciele i podeszła do mnie, biorąc mnie w ramiona. Ucałowała moje policzki i zrobiła to samo ze swoim synem. - Mogę wam zrobić zdjęcia?
- Pani Bentley już nam zrobiła - wtrącił szybko Justin, który nie lubił pozować do zdjęć, tak bardzo jak ja. Uśmiechnęłam się pokrzepiająco do Pattie, która pokiwała głową i skierowała się do kuchni. Był środek nocy, a ona przygotowała nam kolację i nie położyła się spać. Cudowna kobieta. Ekscytowała się wszystkim, co było związane z jej synem, a jej miłość do niego niemalże porażała. Usiadła naprzeciwko nas z ogromnym uśmiechem na twarzy.
- Prawdę mówiąc, to nie musiała pani na nas czekać i robić kolacji, jest już późno.
- To żaden problem, musiałam was zobaczyć razem w tak ważny dzień! Dzięki Bogu, bo jeszcze kilka miesięcy temu martwiłam się, że na twoim miejscu będzie tu Olivia.
- Nie poszedłbym wtedy na bal - powiedział markotniejszym głosem Justin, przeżuwając powoli jedzenie w ustach, a ja zauważając wzrok Pattie na sobie, szybko się zreflektowałam i zmusiłam się na słaby uśmiech. Nałożyłam sobie do miski owsianki i dodałam do niej łyżeczkę cukru. Zaczęłam spożywać danie, jednak moje myśli krążyły nieustannie przy osobie Nevton. Gdy tylko wyobrażałam sobie ich razem, było mi niedobrze. Byłam bardzo o nią zazdrosna, mimo że wiedziałam, że nie łączy ich to, co wcześniej.
Kiedy zjadłam owsiankę, odsunęłam miskę od siebie i włączyłam się do rozmowy między Justinem a jego mamą. Opowiedziałam jej kilka sytuacji z balu, wiedząc, że Justin nie na ochoty wnikać w szczegóły przed swoją mamą, która widocznie chciała wiedzieć jak było na balu i jak się bawiliśmy. Po kilkunastu minutach widząc jak mamę chłopaka dopada senność, podniosłam się z krzesła.
- Niech pani idzie do łóżka. Posprzątam z Jusem - zaproponowałam, zbierając naczynia na jeden stos. Pattie stłumiła ziewnięcie i posłała mi spojrzenie pełne wdzięczności.
- Nie mów mi pani. Czuję się wtedy staro. Pattie. - Skinęła głową, ostatni raz mnie uściskają. - Dobranoc! - Ruszyła do swojego pokoju na dole, a ja spojrzałam na Justina z lekkim uśmiechem.
- Pattie to skarb. Musisz więcej z nią rozmawiać. - Zebrałam talerze i zaczęłam wsadzać je do pustej zmywarki. Justin również zaczął sprzątać ze stołu.
- Nie lubię jej opowiadać o szczegółach, czy o swoim życiu. Czuję się wtedy jak pieprzona ciota.
- Dobry kontakt z matką nie oznacza, że jesteś ciotą. Nie rozumiem po co stwarzasz pozory jakiegoś dupka i twardziela skoro wcale taki nie jesteś - mruknęłam pod nosem, zerkając na chłopaka opartego plecami o blat kuchenny i wpatrującego się w jeden punkt w podłodze. Miał zaciśniętą szczekę i napięte mięśnie, przez co zrobiłam się odrobinę niepewniejsza. Znałam Justina i wiedziałam, że łatwo go wyprowadzić z równowagi. Nie umiał poradzić sobie z krytyką. Domyślałam się, czym jest to spowodowane. - Chodźmy już - dodałam, kiedy było wysprzatane w kuchni i skinęłam głową w stronę schodów. Mój wzrok spotkał się z brązowymi oczami chłopaka.
- Śpimy razem? - Od razu uśmiechnął się w jednoznaczny sposób i zaczął do mnie podchodzić, na co roześmiałam się i cofnęłam się w kierunku korytarza. Potrząsnęłam głową.
- Nie. Muszę słuchać się taty - powiedziałam żartobliwie, bo rzadko miałam okazję spać z Justinem i nie chciałam marnować tej szansy. Wspięłam się po schodach na górę, kierując się do pokoju gościnnego, ale ułamek sekundy potem zostałam złapana przez silne ramiona do klatki piersiowej Justina.
- Nie wierzę, że twój tata łudził się, że nie będziemy spać w jednym pokoju - parsknął śmiechem, zaciągając mnie do jego pokoju na końcu długiego korytarza.
- Gdyby się dowiedział, to by cię zabił gołymi rękoma. Albo z broni.
- Macie broń w domu?
- Mhm. Ma pozwolenie, w końcu to generał.
- Wow. Myślałem, że jest chorążym, albo co najwyżej porucznikiem. Wyjeżdza niedługo gdzieś?
Wzruszyłam ramionami i rozejrzałam się po pokoju chłopaka. Sięgnęłam po pilot i włączyłam telewizję, szukając czegoś wartego większej uwagi. Uradowałam się na widok jednego z moich ulubionych serialów.
- Um, będą stacjonować w Iraku przez dłuższy czas. Z tego co wiem to na początek lipca wyjeżdża. Jak widzisz mój tata nie jest wcale młody i pewnie niedługo wybierze się na emeryturę, chociaż uważam, że... - urwałam, przyłapując siebie na rozgadaniu się o zbędnych rzeczach. Odchrząknęłam i opadłam na łóżko.
- Dam ci jakąś bluzę i spodenki - oznajmił rozbawiony Justin, przegarniając palcami swoją grzywkę do tyłu i zmrużył oczy, odnajdując w szafie potrzebne mu ubrania. Schwycił jedną z jego ulubionych bluz i rzucił mi dosłownie w twarz.
- Dzięki - odezwałam się zgorzkniałym głosem, po czym zmuchnęłam z twarzy kosmyki włosów. - Najpierw się umyję, jeśli pozwolisz.
- Weź ze mną prysznic.
- Nie.
- Jesteś moją dziewczyną, Lizzie! Wstydzisz się mnie? Błagam - prychnął z rozbawieniem i rzucił we mnie poduszką.
- Hej! - Podniosłam poduszkę i odrzuciłam w niego, przewracając oczami. - Wstydzę się. Nie widziałam tyle męskich ciał nago, ile ty damskich.
- W porządku, skarbie, nie zmusiłbym cię do czegoś takiego. Droczyłem się. - Zmarszczył brwi, patrząc na mnie i westchnął, podając mi jeszcze spodenki. - Wezmę prysznic u mamy.
Pokiwałam głową i weszłam do łazienki, zamykając za sobą drzwi. Przez kilka minut męczyłam się z rozpięciem sukienki, aż w końcu zrzuciłam ją z siebie, jak i bieliznę, wchodząc do kabiny. Woda była letnia, więc domyślałam się, że Justin nie będzie zadowolony, jak zostanie mu do kąpieli sama zimna woda. Mozolnie się myłam, używając Justina kosmetyków, co mi zupełnie odpowiadało, bo kochałam zapach męskich środków do higieny. Kiedy wyszłam z prysznica, nałożyłam na ciało swoją bieliznę i ubrania Justina. Spodenki były mi dobre, nie spadały, a bluza była długa i obszerna, co wcale mnie nie zdziwiło. Zęby umyłam palcem.
Wzięłam swoją sukienkę i wyszłam z łazienki, składając ubranie starannie w kostkę. Chłopaka jeszcze nie było, więc wsunęłam się pod chłodną kołdrę i oglądałam telewizję. Zirytowana zauważyłam, że odcinek serialu zdążył się już skończyć, tak samo jak kanał przestał nadawać programy i byłam zmuszona przełączyć na inny, aż zostawiłam na bajkach, które leciały przez cały dzień.
Drzwi się otworzyły, a stanął w nich Justin w grubej bluzie i dresach.
- Kurwa mać, nie umyłem nawet włosów, bo była taka lodowata woda.
- Jeszcze była ciepła, jak kończyłam się myć.
- Wiem, ale myłem się w zimnej, aby tobie starczyło ciepłej - wymamrotał cicho, wsuwając się pod kołdrę, a kiedy mnie objął, odskoczyłam ze względu na jego zimne dłonie. - SpongeBob! - krzyknął uradowany, kiedy usłyszał rozpoczynającą się piosenkę i zaczął ją śpiewać, na co zakryłam sobie twarz poduszką, tłumiąc śmiech.
- Kopiujesz! To moja bajka. Znajdź sobie inną. - Szturchnęłam chłopaka, który wdrapał się na mnie i położył głowę na mojej klatce piersiowej. Dzięki Bogu miałam na sobie biustonosz.
- Nie musiałaś mi jej pokazywać. Teraz masz za swoje - zarechotał, a ja poczułam ciepło bijące od jego ciała. Mruknęłam zadowolona i wsunęłam dłoń w jego miękkie włosy, przesuwając po nich.
Uniosłam brwi i próbowałam przenieść się na chłopaka, jednak on wysunął nogi do góry.
- Chodź, zrobię ci samolota.
- Słucham? - zaśmiałam się głośno, nie mogąc się powstrzymać. - Spadnę na ciebie i wybiję ci zęby.
- Żartujesz sobie? Jesteś dosłownie krasnalem, jesteś cała drobniutka. Neville mówił, że jak cię podrzuca, to boi się, że nie powrócisz na ziemię.
- Ha ha ha - powiedziałam monotomnym głosem, chociaż w rzeczywistości byłam rozbawiona. Stanęłam chwiejnie na łóżku, uśmiechając się, gdy Justin puścił mi oczko. Sekretnie uwielbiałam, gdy to robił. Opadłam na nogi Justina i pisnęłam, gdy uniósł mnie zręcznie do góry bez większego wysiłku. Splotłam mocno nasze palce u rąk razem i zaśmiałam się, gdy zaczął mną kołysać na cztery strony, jednak za mocno przeniósł mnie na bok i zaczęłam się chwiać.
- Spadam! - Wraz ze słowami upadłam na bok, uderzając się w rękę Justina. Roztarłam brodę, wciąż się śmiejąc. - Głupi jesteś!
- Jazzy nigdy nie spada - wytłumaczył się, cały czerwony ze śmiechu, gdy obserwował jak rozcieram sobie brodę.
- No wiesz, nie przypominam Jazmyn nawet w jednym procencie - odparłam żartobliwie i znowu położyłam się na łóżku, przyciągając na siebie chłopaka. Leżeliśmy przez kilka minut w ciszy, nie odzywając się do siebie, a ja patrzyłam w ciemny sufit, w końcu odzywając się.
- Justin, przez to, że zabrałeś mnie na koncert Taylor, głupio się czuję. Nie mam jak ci się odwdzięczyć. To był za drogi prezent. Zresztą urodziny mam dopiero za ponad tydzień... - zaczęłam markotnie, bo ta myśl nie potrafiła mnie opuścić. Dla chłopaka to było nic, jednak ja wiedziałam, że nie jestem w stanie kupić mu chociaż w połowie tak dobrego prezentu.
- Przestań. Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszyłem, widząc jaka byłaś szczęśliwa. I nie martw się o pieniądze. Zresztą. - Spojrzał na mnie z leniwym uśmiechem i pochylił się nade mną powoli składając pocałunek na moich wargach. - Niczego nie chcę od ciebie na prezent. Wystarczy, że jesteś. - Odwrócił się i znowu położył policzek na moich piersiach. Miałam nadzieję, że nie słyszy jak moje serce zaczęło walić.
- Jesteś kochany. Znowu to udowadniasz - mruknęłam, nie zwracając uwagi na lecącą w telewizji bajkę i przekręciłam się, mocno przytulając Justina do siebie. To zawsze ja wolałam kogoś przytulać, niż być przytulaną. Moja dłoń wędrowała pod bluzą szatyna na jego gołych plecach i rozkoszowałam się ciepłem, jakie tam panowało.
- Lizzie... Boję się, że za bardzo mnie idealizujesz. Nie jestem taki wspaniały, jak myślisz. Uwierz. Nie chcę...nie chcę, abyś...
- Nie chcesz, abym co?
Justin przełknął ślinę.
- Abyś się mną rozczarowała.
- O czym ty mówisz? - Zmarszczyłam, parskając śmiechem i złapałam za jego policzek, opierając nasze czoła o siebie. Czułam jego miętowy oddech na swoich ustach.
- Po prostu pamiętaj, że nie jestem idealny. I że to co było przed tobą się nie liczy - skończył zachrypniętym głosem, a jego oczy błagalnie wpatrywały się w moje.
Nie wiedziałam, co powiedzieć. Rozchyliłam usta, patrząc na chłopaka i nerwowo ścisnęłam tył jego karku. W mojej głowie rodziły się straszne myśli, nie mogłam kompletnie wymyślić, co Justin ma na myśli. Chciałam się go o to zapytać, ale za dobrze go znałam. Nie odpowiedziałby mi.
- Obiecujesz? Lizz, kochanie - wyszeptał, przesuwając dłonią po moim policzku i zatrzymał kciuk na mojej dolnej wardze. Przesunął po niej, a ja pokiwałam głową powoli i wzięłam głęboki wdech do ust.
- Obiecuję. Nieważne co było kiedyś. Liczy się to, co jest teraz.

~ jeśli przeczytałaś, skomentuj

_______________________________________________

#project98ff

wiem, że kompletnie zawaliłam, ale nie będę wam zrzędzić, jak bardzo jest mi przykro blah, blah, blah. nikt tego nie znosi.

chciałabym wam tylko życzyć, aby rok 2017 był rokiem pełen dobrych zmian, odnalezienia nowych pasji, celów, wspaniałych przyjaciół. niech ten rok będzie dla was jak najwspanialszy. ♡

10 komentarzy:

  1. Twoje opowiadanie jest tak cholernie dobre, że nie spałam dwie noce żeby JE całe przeczytać, olałam naukę dla tej wspaniałej historii. Pisz dalej bo jesteś cudowna w tym co robisz :3 pozdrawiam Kinga

    OdpowiedzUsuń
  2. Rodział jest genialny jak każdy, czekam nn ❤

    OdpowiedzUsuń
  3. W końcu miałam okazję nadrobić ostatnie trzy rozdziały i nie żałuję tego, że dopiero teraz je przeczytałam jeden po drugim. Cholera, kilka razy zakręciła mi się łza w oku i wręcz jestem podekscytowana kolejnymi. Nie mogę się ich doczekać! Jesteś wspaniała, kochanie <3 Martwi mnie tylko jedno: dlaczego Justin tak boi się przeszłości. Może naprawdę zrobił coś, by rozkochać w sobie Lizzie i sam niestety wpadł z uczuciami?

    OdpowiedzUsuń
  4. Ciekawe o co chodzi Justinowi 😏 genialny rozdział ❤

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawe o co chodzi Justinowi 😏 genialny rozdział ❤

    OdpowiedzUsuń
  6. Dodasz jutro rozdział?

    OdpowiedzUsuń
  7. Rozdzial jak zawsze cudowny :* Kocham Cie normalnie i historie ktora piszesz :* :*

    OdpowiedzUsuń