niedziela, 8 stycznia 2017

49. Somewhere over the rainbow.


Ignorując rozbrzmiewające oklaski wokół mnie, starałam przepchać się w kierunku ostatniego rzędu, jednak było to niemożliwe ze względu na fakt, że każdy zatrzymywał mnie, aby przekazać swoje gratulacje, albo komentarz na temat projektu. Kiwałam głową i wymuszałam uśmiech, próbując jak najszybciej skierować się do Justina, którego straciłam z pola widzenia.
- Gratulacje, Lizzie, świetna robota!
- Panno Bentley, jestem szczerze zaskoczony sposobem ukazania pana Biebera w tym materiale...
- Pomiędzy tą dwójką coś jest na rzeczy, przecież to widać.
Przewróciłam oczami i posłałam chłodne spojrzenie pierwszoklasistce, przeciskając się przez ciała osób i ruszyłam po schodach na górę, gdzie już Justina nie było. Fuknęłam pod nosem zirytowana, nie zwracając uwagi na zaczepiające mnie osoby. Prawdopodobnie było to niegrzeczne z mojej strony, jednakże nie miałam ochoty spędzać całej kolejnej godziny na wysłuchiwaniu sztucznych gratulacji. Nawet nie obchodziło mnie zdanie pani Wigmore. Straciłam do niej resztki sympatii po ostatniej rozmowie
Nareszcie poczułam uderzające we mnie świeże powietrze, kiedy tylko zamknęłam za sobą drzwi od sali. Podniosłam wzrok, aby zobaczyć rozchodzące się tłumy do swoich samochodów.
- Lizzie, jedziemy do restauracji, czy wolisz w domu spędzić czas? A może już z Justinem coś ustaliłaś? - Usłyszałam głos mojej mamy, która wpatrywała się we mnie z widoczną dumą w oczach. Tata prawdopodobnie czekał w aucie.
Przez moment zapomniałam, że powinnam odpowiedzieć na pytanie rodzicielki. Mój wzrok dalej przeskakiwał z jednej osoby na drugą, ale niestety Justin zniknął. Czułam się podle, wiedząc, że naprawdę projekt poruszył go i jego emocje, które głęboko w nim siedziały i nie dał mi nawet szansy, aby mu pomóc.
- Nie... Justin będzie ze swoją rodziną. - Pokręciłam głową, w końcu skupiając wzrok na swojej mamie, której blond włosy były spięte w schludny kok na karku. - Chodźmy - dodałam zrezygnowanym głosem, podążając za kobietą do samochodu.

~*~

Oczywiście, nigdy nic nie idzie po moich planach. Myślałam, że ten dzień spędzę z Justinem, jakoś uzgodnimy ostatnie szczegóły na temat balu, a ostatecznie nie miałam zielonego pojęcia, czy po mnie przyjedzie, czy mam sama jechać. Przez niecałe dwie godziny siedziałam z rodziną w restauracji, rozmawiając o planach na studia i przyszłość. Było w porządku, a David namówił tatę na trochę alkoholu, przez co atmosfera stała się znacznie luźniejsza.
Bal zaczynał się za 6 godzin, więc obstawiłam, że zdrzemnę się na godzinę, gdyż czułam się za bardzo zmęczona. Niby nic nie robiłam wielkiego dzisiaj, ale mój organizm dał o sobie znać. Leżąc w ocieplanym onesie na łóżku, zostałam obudzona przez alarm, który uprzednio ustawiłam. Wyłączyłam go i wygrzebałam spod poduszki swój telefon, gdyż migała niebieska dioda, informując mnie o powiadomieniu. Odblokowałam telefon.

3 nieodebrane połączenia od Justin.

Wzięłam w zęby wnętrze policzka, wpatrując się w ekran urządzenia, a moje serce zaczęło bić szybciej. Nie musiałam długo się zastanawiać nad tym, aby do niego oddzwonić. Po jednym sygnale, chłopak odebrał.
- Lizzie. - Dobiegł do mnie chrapliwy głos Justina po drugiej stronie, zapierając mi dech w piersiach. Miałam słabość do dźwięku jego głosu, był pociągająco niski i ochrypły, a ja mogłabym całe życie słuchać, w jaki sposób wypowiada moje imię. - Przepraszam, że zniknąłem tak szybko.
- Szukałam ciebie - mruknęłam cicho, ustawiając telefon na tryb głośnomówiący, następnie podniosłam się i podeszłam do lustra obok, przeglądając się w nim.
- Widziałaś mnie? - Jego głos był znacznie cichszy niż poprzednio. Domyśliłam się, że miał na myśli, czy zauważyłam, że płakał i dlatego tak szybko opuścił salę.
Potwierdziłam.
Zapadła cisza, którą całkowicie rozumiałam i nie miałam tego za złe Justinowi. Zmrużyłam oczy, przygładzając swoje włosy, aby wymyślić nową koncepcję ułożenia włosów na bal. Zdecydowałam, iż poproszę Abby o wykonanie pewnej fryzury.
- Przyjadę do ciebie za kwadrans osiemnasta, okej? - odezwał się w końcu chłopak wyraźnie zawstydzonym głosem. Uśmiechnęłam się sama do siebie pod nosem rozczulona i pokręciłam głową, biorąc telefon do ręki.
- Oczywiście. Weź jasnoróżowy krawat - zaśmiałam się do komórki, przerywając połączenie, gdyż nie mogłam sobie teraz pozwolić na dłuższą rozmowę z Justinem.
Mój humor zdecydowanie uległ poprawie. Z rozpromienioną uśmiechem twarzą, skierowałam się do łazienki, którą długo zalegałam z powodu dokładnej kąpieli i bolesnej depilacji. Makijaż zrobiłam kolorystycznie pasujący do mojej sukienki, jednak nie za mocny, gdyż do mojej urody po prostu takowy nie pasował. Pomijając resztę czynności, którą wykonałam - gotowa byłam kilka minut przed przyjazdem Justina. Moja mama kręciła się razem z Abigail wokół mnie z podekscytowaniem wypisanym na twarzy; nieustannie poprawiały kosmyki moich włosów lub wtykały w nie białe wsuwki.
Byłam jednocześnie zdenerwowana, jak i szczęśliwa. Nic nie mogło opisać uczucia, jakie dziś mi towarzyszyło. Czułam wdzięczność wobec Justina za wszystko co dla mnie zrobił, za to, że był ze mną i towarzyszył mi w ważnych chwilach. Nie spędzaliśmy całego czasu na całowaniu się czy dotykaniu, jak większość par. Zazwyczaj wygłupialiśmy się i po prostu dobrze się bawiliśmy. Zachowywaliśmy się jak dzieci i rzadko dbaliśmy o to, że ktoś może na nas nieprzychylnie spojrzeć. Był moim przyjacielem. Uśmiech nie schodził mi z twarzy, czy to tak wygląda bycie zakochanym?
Jęknęłam pod nosem, czując jak Abby wbiła mi wsuwkę w głowę i skrzywiłam się.
- Już jest! - pisnęła moja mama z ekscytacją, patrząc przez okno w moim pokoju. Dźwięk silnika samochodu ucichł, a ja poczułam rosnący stres w moim brzuchu.
Wstałam z krzesła, przygładzając swoją sukienkę, która była ślicznie rozkloszowana, lecz była krótka. Nawet na bal nie nałożyłabym długiej sukienki, ograniczały mi ruchy i nie nadawały się do tańczenia. Owszem, wyglądało się w nich pięknie, ale kwestia wygody była dla mnie znacznie ważniejsza. Użyłam swoich ulubionych perfum i ruszyłam na dół po schodach, nie biorąc ze sobą żadnej torebki. Serce mi zamarło na widok Justina, który czekał już w drzwiach na mnie i wyglądał jeszcze lepiej (o ile to możliwe) niż na weselu. Jego grzywka była podniesiona do góry w artystycznym nieładzie, a marynarka rozpięta z bukiecikiem kwiatów w kieszonce. Po raz kolejny pozbył się kolczyka ze swojej dolnej wargi, do czego byłam już przyzwyczajona, jednak wolałam go z kolczykiem. Takiego go poznałam i pociągało mnie, gdy go zakładał.  Zaśmiałam się mimowolnie dostrzegając jego pasteloworóżowy krawat. Obserwowałam jak jego wzrok błądził po moim ciele, aż w końcu nasze spojrzenia się zetknęły.
- Dobry wieczór. - Justin próbował zachować kamienną twarz, jednak nie udało mu się to i po chwili na jego buzię wstąpił łobuzerski uśmiech, którym obdarzył moich rodziców i Abigail.
- Justin, mogę pstryknąć wam kilka zdjęć? Muszę sobie jakieś koniecznie wywołać! - spytała moja mama, nawet nie czekając na odpowiedź, gdyż już i tak popchnęła mnie delikatnie w kierunku Justina, który wyciagnął do mnie ramię.
- Wiem, że powtarzam się, ale kurewsko pięknie wyglądasz - powiedział mi do ucha na tyle cicho, aby nikt oprócz nas nie mógł tego usłyszeć. Uśmiechnęłam się pod nosem i objęłam go w pasie do zdjęcia.
- Ty za to mogłeś wyglądać lepiej - droczyłam się z nim, szczypiąc go w pośladek, na co drgnął, a mama go zganiła, gdyż był rozmazany na zdjęciu. Zdusiłam śmiech i odsunęłam się, gdy mama miała wystarczająco zdjęć. Założę się, że na każdym z nich Justin wyglądał niczym młody Bóg. Już wcześniej odkryłam, że był bardzo fotogeniczną osbą
- O której macie zamiar wrócić? - spytał ojciec, mierząc Justina łagodniejszym wzrokiem niż zawsze.
Spojrzałam na Jusa.
- To zależy od Lizz, ale bal kończy się o 2 w nocy. Moja mama zaproponowała, aby Lizzie przenocowała u nas po balu, zrobi nam kolacje po przyjeździe i generalnie bardzo się nakręciła...
- Pod warunkiem, że będziecie spać w osobnych pokojach. Zostawisz numer swojej mamy? - wtrącił ojciec, a mina Justina była bezcenna. Odchrząknął wyraźnie zmieszany i pokiwał głową.
- Oczywiście.
Kompletnie zażenowana obserwowałam, jak dłoń Justina schludnie zapisuje numer Pattie na karteczce, którą podał mu mój tata. Nie miałam zamiaru uprawiać z Justinem seksu, jednak jak widać, mój tata bardzo się o to martwił.
- Dlaczego rodzice zawsze robią mi największy wstyd w historii mojego istnienia? Ojciec ciągle ma mnie za małą dziewczynkę - powiedziałam niezadowolona, kiedy tylko opuściliśmy mój dom. Justin ścisnął moją dłoń, śmiejąc się głupkowato.
- Nie przejmuj się, to codzienność. Moja mama pokazuje nagie zdjęcia z dzieciństwa każdemu, kto nas odwiedza. Jestem w szoku, że jeszcze tobie ich nie pokazała. - Pokręcił głową, otwierając drzwi przede mną, a ja wsiadłam do środka, dziękując mu za miły gest. Chłopak szybko obszedł samochód i znalazł się na miejscu kierowcy. Obrócił się ku mnie i nagle mnie z uczuciem pocałował, łapiąc dłonią za mój kark,  przyciągając do siebie. Chętnie odpowiedziałam na jego gest, jednak uważając na swoją sukienkę. Mruknęłam, gdy przygryzł moją dolną wargę i delikatnie ją zassał.
- Masz błyszczyk na ustach - wymamrotałam rozbawiona, gdy odsunęłam się od niego i wytarłam mu kciukiem lepką substancję z ust.
- Malinowy. - Poruszał zabawnie brwiami, oblizując swoje usta, po czym wyjął z pudełeczka w schowku kolczyk i włożył go do dolnej wargi. - No co? Musiałem przed twoim ojcem stwarzać pozory - dodał, napotykając w lusterku moje spojrzenie.
Nie odpowiedziałam już nic, tylko z uśmiechem spojrzałam w bok. Chwilę potem wyjechaliśmy spod domu. Szkoła była blisko, więc jechaliśmy niecałe pięć minut, a gdy dotarliśmy - moim oczom ukazał się przepięknie ozdobiony teren szkoły. Cieszyłam się, że w tym roku postanowiono zrobić bal na zewnątrz w powodu bardzo ciepłego temperatury w nocy, jaka ostatnio panowała w naszym mieście. Droga do łuku była oświetlona lampkami koloru niebieskiego i różowego, zauważyłam, że te balony i inne dekoracje również miały taki sam kolor, przez co wszystko wyglądało spójnie i starannie. Justin podał mi swoją lewą rekę.
- Wszyscy się na ciebie patrzą - mruknęłam, kiedy tylko przekroczyliśmy łuk, a wszyscy już siedzieli przy stolikach, albo witali się ze sobą. Wywróciłam oczami, gdy jakaś dziewczyna westchnęła na widok mojego chłopaka, co było bardzo irytujące
- Patrzą na ciebie, bo zazdroszczą, że jesteś tak piękna.
- Przeczytałeś jakiś poradnik na temat prawienia komplementów?
- Nie, po prostu jestem szczery - zaśmiał się, przeczesując swoimi palcami grzywkę. - Chodźmy do chłopaków. - Kiwnął głową w kierunku swoich kolegów, każdy z nich miał parę oprócz Neville'a, jednak nie wyglądało, aby się tym przejmował. Uśmiechnął się szeroko na mój widok i pocałował mnie w policzek.
- Lizz, jak dobrze cię widzieć! Nie wiedziałem, że przyjdziecie, żadne z was nie było wpisane na liście!
Justin oderwał wzrok od mojego policzka, widocznie niezadowolony, że cheerleader przywitał się ze mną w taki, a nie inny sposób.
- Wpisałem nad dzień przed balem. Dałem radę przekonać przewodniczącą.
- Zajęliśmy dla was miejsce i twoim znajomym, Lizzie - odezwał się Zack, wskazując na stolik, na którym były wolne jeszcze cztery miejsca. Uśmiechnęłam się do niego z wdzięcznością, gdyż zależało mi, aby siedzieć w tak ważnym dniu ze wszystkimi swoimi przyjaciółmi. Doskonale wiedziałam, że Maddie spóźni się na bal, gdyż to była jej rutyna - wszystko zostawiała na ostatnią chwilę i była niezdecydowana.
Usiedliśmy wszyscy przy okrągłym stoliku, a wzrok każdego skierował się na scenę, na którą wszedł dyrektor wraz z opiekunem balu. Zaczęli typową i tę samą przemowę co każdego roku, życząc nam dobrej zabawy i omawiając program dzisiejszego dnia.
Nareszcie Maddie pojawiła się razem z Cameronem, opadając na krzesło obok mnie. Wyglądała przepięknie z włosami związanymi w schludny kucyk oraz długą suknią z głębokim dekoltem w kolorze czarnym. Zachichotałam, słysząc jej ciężki oddech.
- Gdybyś przestawiła sobie budzik o pół godziny, to każdego dnia byłabyś puntualnie na miejscu - stwierdziłam żartobliwym tonem, a wszyscy zaśmiali się razem ze mną.
- Godzinę wahała się, jaką fryzurę sobie zrobić i ciągle je zmieniała. Kobiety - dodał Cam, podciagając rękawy swojej marynarki i zaczął jeść danie, które sobie nałożył. Ja wybrałam dla siebie sałatkę z rybą.
- Moja Lizzie jest zorganizowana. Prędzej to ja bym stał godzinę przed lusterkiem, niż ona. - Poczułam dłoń Justina swoim udzie, a jedzenie podeszło mi do gardła, kiedy usłyszałam z jaką dumą mówił na mój temat. Odkaszlnęłam i położyłam swoją dłoń na jego, mocno ją ściskając .
Ryan się zaśmiał i zaczął spożywać swoje danie, a każdy poszedł w jego ślady. Przez kolejne kilkadziesiąt minut rozmawialiśmy, śmialiśmy się i kłóciliśmy, co jest najlepszym daniem z dzisiejszego balu. Justin kilka razy próbował zaciągnąć mnie na parkiet, jednak za czwartym razem zgodziłam się. Uwielbiałam w Justinie fakt, że cholernie dobrze tańczył. Umiał prowadzić kobietę.
Zaśmiałam się pod nosem, kiedy Justin przyciskał się między tłumem uczni, aby dotrzeć na parkiet, na którym było już wiele tańczących par. Pisnęłam, gdy prędko mną zakręcił i przysunął do swojego ciała, składając na moich ustach przelotny pocałunek. Wydęłam wargi niezadowolona, bo liczyłam na coś dłuższego.

Somewhere, over the rainbow, way up high and the dreams that you dreamed of once in lullaby.

Uśmiechnęłam się delikatnie, czując jak Justin chwycił mnie mocniej w talii, a drugą dłonią złapał moją. Spuściłam głowę do dołu, czując rozlewające się ciepło w moim brzuchu, byłam szczęśliwa. Justin poruszał nami powoli w rytm powolnej, a zarazem przepięknej piosenki, którą słyszałam po raz pierwszy, jednak Justin cicho nucił sobie ją pod nosem, przez co stwierdziłam, że musiała mu towarzyszyć nie raz. Ponownie mną zakręcił i zaśmiał się, gdy moje włosy uderzyły go w twarz, gdyż były po prostu na tyle długie.
- Och, nie - zaśmiał się, przechylając mnie w bok.
- Musiałeś gdzieś uczyć się tańczyć, nie ma mowy, że masz to we krwi. - Pokręciłam głową, gdy tylko powrócił do wyjściowej pozycji, a ja oparłam twarz o jego tors. Zachichotałam, gdy Maddie tańcząca z Camem mi pomachała. Odwzajemniłam gest.
- Kiedy tata był z mamą w seperacji, musiałem zamiast niego dokończyć ich kurs tańca. Nie żałuję. - Uśmiechnął się, przesuwając dłonią po moim ciele, a ja przymknęłam oczy, wsłuchując się w tekst piosenki.

Somewhere over the rainbow, bluebirds fly, birds fly over the rainbow
Why then, why can't I?

Skupiałam się na rytmie, w jakim kołysał nas chłopak i tym, że w tym momencie nie chcę być, gdzie indziej niż w jego ramionach. Podniósł moją dłoń do góry i ucałował jej wierzch.
- Dziękuję za projekt.
- Nie ma za co - odszeptałam, słysząc cichy głos Justina, ścisnęłam mocniej jego ramię i uniosłam wzrok, uśmiechając się do niego. Znowu odnalazłam w jego spojrzeniu, coś czego nigdy nie potrafiłam określić. Z jednej strony wzruszenie, uczucie, żal, ale i szczęście. Nigdy nie mogłam tego zrozumieć.
- Somewhere over the rainbow - zaśpiewałam cicho z rozbawionym uśmiechem, chcąc po raz kolejny ujrzeć przepiękny uśmiech chłopaka, jednak nie spodziewałam się, że uzyskam zupełnie co innego.
- Kocham cię, Lizzie. - Głos Justina był drżący i łamiący się, tak jakby już dłużej nie mógł się powstrzymywać, a w jego oczach dostrzegłam tym razem nic innego niż czułość. Jego słowa odbijały mi się w głowie niczym echo, a wszystko wokół mnie przestało istnieć. Kompletnie nie mogłam uwierzyć w to, co właśnie usłyszałam. Nawet nie zauważyłam, że przestałam tańczyć przez jego wyznanie. Chciałam mu coś powiedzieć, jednak słowa nie wydobywały się z mojego gardła.
Zamiast tego potrząsnęłam głową i mocno chwytając Justina za tył karku, przycisnęłam swoje usta do niego z nadzieją, że zrozumie, jaka jest moja odpowiedź.

~ jeśli przeczytałaś, skomentuj

______________________________________

#project98ff

nawet nie wiecie, z jakim wzruszeniem pisałam ten rozdział

moi ukochani, Justin i Lizzie:(

przepraszam, że tak późno dodaję tu rozdział. kompletnie nie dałam sobie rady z tym.

1 komentarz:

  1. Jezu cudowne���������� kocham!!!

    OdpowiedzUsuń