wtorek, 25 października 2016

47. Pamiętasz gdy?

                                  

Czułam się dosłownie wyczerpana całym dzisiejszym dniem, nie byłam zdecydowanie na to przygotowana w najmniejszym stopniu. Na moich policzkach były zeschnięte ślady łez z poprzedniej nocy oraz ból moich nóg, gdy tylko się spróbowałam poruszyć. Byłam po prostu wycieńczona tym, co wczoraj przeżyłam, gdyż było to dla mnie ogromne wyzwanie. W końcu zmusiłam samą siebie, aby wyłączyć budzik, lecz nie miałam ochoty iść do szkoły. Już i tak zostało kilka dni do zakończenia naszego roku, więc nie widziałam sensu w pojawianiu się na lekcjach. Przetarłam oczy, podnosząc swoje zmęczone ciało z łóżka i nasunęłam na stopy moje puchowe kapcie, uprzednio uwijając się cała kołdrą, gdyż pogoda za oknem była do kitu. Zeszłam po schodach na dół, kierując się odgłosami smażonego dania na patelni i zastałam swojego brata, a raczej jego tył sylwetki. Oparłam się o framugę drzwi, patrząc sennie na chłopaka.
- David? - mruknęłam pod nosem, obserwując jak wyłącza gaz i nakłada sobie mięso na talerz. Uniósł brew pytająco, niemo nakazując mi, abym mówiła dalej. - Mogę nie iść do szkoły?
Nie myślcie, że mogłam sobie robić to co chciałam, mimo że teoretycznie miałam osiemnaście lat, to nadal David robił za mojego ojca i sprawował nade mną wszelką kontrolę. Nie mogłam nie iść do szkoły od tak, czy wychodzić gdzie chcę. Zawsze musiało to być za jego zgodą.
David spojrzał na mnie uważnie, parskając śmiechem. Zabawne w tej sytuacji było to, że brat sam olewał szkolne obowiązki, ale jeśli chodzi o mnie to robił mi wywody.
- Nie. I tak ci na dużo pozwalam, mama ostatnio mnie o to opieprzyła.
- Chodzę dzień w dzień do szkoły, nic się nie stanie jak nie pójdę raz. Posprzątam w domu i wypiorę twoje rzeczy - westchnęłam, wiedząc, że to jedyne wyjście, aby go przekonać. David nie odpowiedział już nic, więc przyjęłam to jako zgodę. Zadowolona ruszyłam na górę, opadając na łóżko ponownie. Próbowałam zasnąć, jednak z myślą, że nie muszę iść do szkoły całkowicie odechciało mi się spać. Kręciłam się chwilę, aż wyjęłam telefon spod poduszki, sprawdzając wszystkie portale społecznościowe, wstawiając jedno ze zdjęć, które zrobiłam na wczorajszym koncercie. Kiedy ból głowy mi nie ustąpił, postanowiłam wziąć jakąś tabletkę z nadzieją, iż uśmierzy mój ból. Włączyłam radio w pokoju i zaczęłam sprzątać w pokoju, nie siląc się nawet na zdjęcie piżamy, gdyż była wystarczająco wygodna i ciepła. Poskładałam kilka ubrań, zawiesiłam na wieszakach, odkurzyłam i zabrałam się za zrobienie prania, które nie trwało długo, gdyż miałam już w tym wprawę. Skończyłam wszystko robić po godzinie i wtedy byłam już wolna. Powróciłam na dół z zadowolonym uśmiechem, mając ochotę na zrobienie kruchych cząsteczek. Szczerze mówiąc była to jedna z niewielu rzeczy, które potrafiłam przyrządzać. Zawsze to David gotował w naszym domu lub mama. Właśnie wyjmowałam odpowiednie składniki, kiedy brat ściągnięty do pomieszczenia przez hałas postanowił się dołączyć.
- Zacznij to mieszać, a ja ustawię piekarnik i przygotuję blachę - oznajmił po kilku minutach, a ja ochoczo pokiwałam głową, czując, że zaczyna kręcić mi się w nosie, co spowodowało kichnięcie.
Zaklęłam, kiedy musiałam wierzchem dłoni wycierać swój policzek z białego proszku, jednak to tylko pogorszyło sprawę i wyglądałam, jakbym wpadła twarzą w miskę pełną mąki. Zdarzało mi się to za każdym cholernym razem.
- Może masz na coś alergię? - zasugerował rozbawiony David, zerkając na mnie przez ramię, gdy pochylał się przy piekarniku.
- Na twoją głupotę - mruknęłam, specjalnie brudząc swoje dłonie pozostałą mąką i czekałam, aż podejdzie do blatu i gdy się tak stało, przesunęłam dłońmi po jego twarzy, wyczuwając przy okazji kilkudniowy zarost.
- Wiesz dobrze jak to się skończy, więc po co to zaczynasz? - spytał, podchodząc do mnie z połową twarzy oraz kosmykiem włosów ubrudzoną, co wyglądało przekomicznie. Wolałam nie wiedzieć, co w takim razie myśli o mnie mój brat. Śmiejąc się, uciekłam od brata, jednak wtedy oboje usłyszeliśmy dźwięk dochodzący z laptopa pozostawionego na stoliku w salonie. Westchnęłam, widząc połączenie dochodzące od wspólnego konta naszych rodziców.
- Idź, ja dokończę i zaraz przyjdę.
Starając się nie tracić entuzjazmu, jaki moment temu we mnie kipiał, uformowałam z masy ciasteczka i wsadziłam blachę do środka, ustawiając alarm za dwadzieścia minut. Myłam dłonie o wiele za długo niż przypadało normalnie czasu na tą czynność. Nie miejcie mi za złe - kochałam moich rodziców bezgranicznie, w końcu to moi rodzice, jednak rozłąka przez przeprowadzkę do Davida znacznie wpłynęła na nasze relacje. Z ojcem nie umiałam już normalnie rozmawiać, chyba miałam do niego żal o nasze dzieciństwo i twardy jego charakter. Wiem, że Davida zawsze bolało to, że nie mógł mieć ojca zawsze przy sobie, nasz zazwyczaj służył na misji, a kiedy wracał nie chciał zajmować się błahostkami jak mecz dziecka, czy nowy akord, jakiego nauczyła się jego córka. Teraz wystarczała mi zwykła rozmowa przez telefon raz na dwa miesiące i nie czułam potrzeby odwiedzania ich. Oczywiście wszelkie spotkania wychodziły od ich inicjatywy.
Ocknęłam się ze swoich myśli dopiero, gdy po raz kolejny usłyszałam jak brat mnie woła do salonu. Wytarłam dłonie w ściereczkę i chwilę potem znalazłam się w pomieszczeniu, siadając na miejscu obok Davida.
- Cześć - powiedziałam zaskoczona widokiem dwójki rodziców przed kamerą, co zdarzało się rzadko, gdyż zazwyczaj każde z nich dzwoniło z osobna. Mama miała jak zwykle spięte włosy i nienaganny makijaż, a twarz taty promieniała tym co zawsze, czyli obojętnością. Przeniosłam wzrok znowu na rodzicielkę.
- Lizzie, co słychać? Miałaś zadzwonić ostatnim razem. - Wytknął mi tata, próbując dobrze spełniać swoje obowiązki ojca, jednak dobrze wiedziałam, że nie przejmuje się zbytnio co u mnie się dzieje. Ostatnim razem, gdy pokazywał wobec mnie jakieś uczucia było jak wyjeżdżałam z domu do Davida. A to był spory kawał czasu temu.
- Zapomniałam. - Skłamałam, uderzając się otwartą dłonią w czoło. Oczywiście, że nie zapomniałam. Miałam dużo na głowie przez ostatni czas, a wieczorami ostatnią rzeczą, na jaką miałam ochotę była konserwacją z tatą, który nigdy nie opowiadał co u niego, tylko kazał mi mówić.
David szturchnął mnie w ramię znacząco. Dobrze wiedziałam, o co mu chodziło.
- Ostatni tydzień byłam naprawdę zalatana, kończę projekt o...tym chłopaku, kapitanie i nie miałam czasu, aby dzwonić. - Zatrzymałam się przed wzmianką o Justinie, nerwowo pocierając dłońmi o swoje uda. Postanowiłam nie wspominać nic rodzicom o koncercie, na którym wczoraj byłam, gdyż prawdopodobnie byliby źli, że Davida tam ze mną nie było. Już słyszałam głos mamy w głowie "Przecież mogło coś ci się stać! Mogłaś się zgubić, poza tym nigdy nie wiesz, kogo spotkasz spośród tego tłumu! Równie dobrze może stać terrorysta z podłożoną bombą!"
- O Justinie? I pamiętasz, że w piątek przyjedziemy na twoją graduację?
- Tak - ponownie skłamałam. Rany, kompletnie zapomniałam, że kończę szkołę zaraz po projekcie. Nie byłam na to gotowa. - Jak trzyma się Asian i Patrick? - Prędko zmieniłam temat, aby nie rozgadała się o moim potencjalnym chłopaku i z ulgą zauważyłam, że chwyciła haczyk, opowiadając o miesiącu miodowym zakochanej pary. Jej paplanina trwała sporo czasu, więc w międzyczasie poszłam wyjąć upieczone ciasteczka, których wyszło naprawdę sporo. Zanotowałam sobie w głowie, aby pomyśleć wieczorem o graduacji i czy na pewno wszystko, co potrzebne jest załatwione. Zaniosłam część bratu, zjadłam kilka z zimnym mlekiem, a większość schowałam do opakowania i ukryłam w lodówce, gdyż chciałam wziąć je jutro dla chłopaków na lunch. Podobno Ryan jest łasuchem.

                                      

- Upiekłam dla was ciasteczka! - Przysiadłam się do chłopaków z szerokim uśmiechem na twarzy. To wręcz magiczne, że samo towarzystwo kolegów sprawia, iż mój humor gwałtownie się poprawia. Przygładziłam dłonią spódniczkę, jaką miałam na sobie, zauważając, że brakuje przy stoliku osoby, którą najbardziej chciałam zobaczyć.
Ryan uniósł brwi, nieufnie spoglądając na sporą ilość ciasteczek, aż wpakował sobie jedno z nich do ust. Jego mina mówiła sama za siebie, więc Neville, James i Zack podążyli za jego śladem. To dziwne, ale sprawiało mi to przyjemność, że im smakowało. Uśmiechnęłam się, następnie pijąc długiego łyka wiśniowego soku.
- To urocze, że specjalnie dla nas je wzięłaś - odezwał się ciemnowłosy Zack z zabójczym uśmiechem.
- Będąc szczerym to nie upiekłam ich z myślą o was, jednak wzięłam je do szkoły absolutnie dla was. - Wyszczerzyłam zęby, pokazując dwa rzędy zębów. Brzuch mi się zacisnął, kiedy dostrzegłam Justina; spoglądałam na niego z uśmiechem, jednak ten gest szybko znikł mi z twarzy, kiedy chłopak kompletnie nie zwracał na mnie uwagi. Widocznie unikał mojego wzroku. Od razu moja pogodność gdzieś wyparowała, a chęć na dokończenie soku do końca zniknęła. Zamiast tego wbiłam wzrok w blat stołu, podczas gdy moje myśli gorączkowo krążyły wokół faktu, że Justin jest na mnie zły, a przecież pożegnałam się z nim bardzo wylewnie, kiedy odwiózł mnie do domu po koncercie. Ten chłopak był dla mnie niekończącą się zagadką, przysięgam. Podniosłam w końcu wzrok, aby przyłapać go na patrzeniu się na mnie, jednak tym razem nie odwrócił spojrzenia i próbowałam wyczytać coś z tego, jednak na nic. Roztaczał dzisiaj wokół siebie aurę chłodu i było to dosyć nieprzyjemne, zwłaszcza, że mieliśmy ze sobą dosyć bliski kontakt, a ja stałam wciąż na niestałym gruncie. Nie miałam pewności, że następnego dnia Justinowi nie strzeli coś do głowy i nie zerwie ze mną kontaktu.
- Nie masz ze sobą kamery? - odezwał się w końcu chłopak, a ja zacisnęłam dłoń nerwowo na do połowy pustym kartonie z sokiem. Pokręciłam głową.
- Nie, projekt teoretycznie już zakończyła. Will przychodzi do mnie dziś i jutro, raczej już skończymy go w czwartek.
- Will? - Jego brwi ściągnęły się ku dołowi, a oczy zmrużyły.
- Ten grafik szkolny - mruknęłam, wyczuwając w jego głosie nutę zaborczości, co było kompletnym przeciwieństwem wobec jego zachowania.
- Stary, masz i się przymknij - zmienił temat taktownie Neville, podając Justinowi ciasteczko, które się sporo pokruszyło w trakcie drogi do szkoły. Chłopak bez zbędnych słów zajął się jedzeniem, a ja oparłam dłoń o stół, czując dopadający mnie smutek. Miałam idiotycznie wrażenie, że wraz z projektem skończy się moja relacja z Justinem. Tak często się zdawało. Że dwojga ludzi łączyła tylko jedna rzecz i to stanowiło fundament ich znajomości. Obawiałam się, że tak będzie ze mną i nim.
Wzięłam głęboki wdech do ust, czując jak moje oczy robią się wilgotne, co ostatnio zdarzało mi się coraz częściej i za każdym razem z powodu kapitana naszej szkolnej drużyny. On również dopiero dziś się pojawił w szkole, która niemalże płaszczyła się przed nim, z powodu wygranego pucharu. Wymamrotałam pod nosem, że już idę na lekcje, choć to było słabe kłamstwo, dlatego, że przerwa miała jeszcze ponad 20 minut. Zabrałam resztę ciasteczek w opakowaniu i schowałam je do torby. Wyrzuciłam karton z napojem do kosza, pozbywając się nagromadzonych łez w moich oczach, z czego byłam bardzo zadowolona, bo nie znosiłam, gdy stawałam się przy kimś nazbyt emocjonalna. Zamknęłam za sobą obszerne drzwi od stołówki, dostrzegając w tłumie Camerona, jednak nie miałam nastroju na pogaduszki, więc tylko przyłożyłam dłoń do ust i pomachałam mu, na co on puścił mi oczko. Z słabym uśmiechem na twarzy przepychałam się przez uczniów, aż poczułam nagły napływ powietrza do moich ust. Dłonie machinalnie powędrowały do mojej twarzy i zakryłam ją dłońmi, aby się uspokoić. Nie wiem sama na co liczę. Że po szkole między mną a Justinem nadal coś będzie? Przecież mamy kompletnie inne wizje naszej przyszłości, on zawodowo będzie grał w piłkę nożną, a ja zapewne będę miała szare, monotonne życie i codziennie zasypiała nad książkami do tłumaczenia z hiszpańskiego na angielski.
- Lizzie? Co się dzieje? - Usłyszałam głos koło siebie i podskoczyłam w miejscu, zdejmując dłonie ze swojej twarzy. W pierwszej chwili myślałam, że to Dan, jednak gdy ujrzałam Justina, poczułam ogarniającą mnie ulgę, ale i nagły ucisk w żołądku. Obecność chłopaka zawsze będzie na mnie oddziaływała silnymi emocjami.
Jego miodowe oczy były przepełnione niezrozumieniem i troską, co mnie zirytowało, gdyż co chwilę ukazywał inne uczucia i nie mogłam kompletnie sprecyzować co czuł, albo jaki miał humor. Palcami przebiegł po swojej niesfornej grzywce, unosząc ją do tyłu, a drugą dłonią oparł się o miejsce na ścianie tuż obok mojej głowy.
- Te pytanie to ja powinnam ci zadać. - Skrzyżowałam dłonie na klatce piersiowej, uprzednio poprawiając torbę na moim ramieniu, która była tak lekka, że nieustannie z niego spadała. Wzięłam w zęby wnętrze policzka, decydując się na spojrzenie w jego oczy, aby pokazać mu, że jestem pewna swych słów i nie mówię ich tylko na odczepkę.
Justin obrzucił jadowitym wzrokiem jakiegoś chłopaka, który się nam przyglądał.
- A co ma być nie tak? - Powoli znowu powrócił wzrokiem na moją twarz, a jego palec wcisnął się w zagłębienie mojego dołeczka.
- Jeśli masz zamiar robić z siebie idiotę, to nie mam zamiaru z tobą rozmawiać, Jus. - Wraz ze słowami strzepnęłam jego dłoń poirytowana i sprytnie wydostałam się sprzed jego postaci, idąc w stronę szkoły, jednakże to zostało mi uniemożliwione, przez pociągnięcie za mój nadgarstek. Zostałam zmuszona, aby się odwrócić. Wściekłość biła ode mnie, za to Justin emanowałam stoickim spokojem.
- Co chcesz usłyszeć, Lizz?
- W co ty grasz, Justin? Wczoraj było tak dobrze, a dziś zachowujesz się jak ostatni dupek! Masz w ogóle zamiar ze mną utrzymywać kontakt po zakończeniu projektu?
Justin parsknął z niedowierzaniem.
- Oczywiście, że mam, co to za pytanie? Nie wytrzymałbym bez ciebie jednego dnia.
Potrząsnęłam głową, patrząc gdzieś w przestrzeń za nim, więc Justin kontynuował.
- Dobrze wiesz, że to mi bardziej zależy na tobie, niż ci na mnie. To ja się zachowuję jak zakochany kundel, a ty próbujesz zgrywać pozycję królowej lodu. Ile razy spotykaliśmy się bez pieprzonej kamery? Nie obchodzi mnie ten projekt. Szukałem kretyńskich wymówek, aby tylko się z tobą spotkać, a to ty zawsze brałaś z własnej inicjatywy swoją kamerę.
Przez chwilę nie wiedziałam co mam powiedzieć, gdyż było to całkowitym przeciwieństwem, niż to czego się spodziewałam. Otworzyłam usta, aby coś powiedzieć, jednak ponownie nie dano mi szansy.
- Dziwisz mi się dlaczego jestem taki humorzasty? Bo cię... Bo się w tobie, do kurwy nędzy, zakochałem i wkurwia mnie fakt, że kiedyś byłem niezależny, a teraz wystarczy jedno słowo, a zrobię byle gówno, aby być tylko przy tobie i abyś się uśmiechała. Bo rzadko się uśmiechasz, wiesz? A powinnaś to robić częściej. Ja... - Zacisnął zęby, a jego oczy błądziły po mojej twarzy. Miałam wrażenie, że chciał powiedzieć jeszcze coś, ale nagle przerwał. - Dlaczego tak ciężko ci zrozumieć, że ja.. - Wziął głęboki wdech, a jego głos łamał się z każdym słowem. Przysięgam, że przez moment w jego oczach błysnęły łzy, jednak ułamek sekundy potem ich już się pozbył. Puścił moje dłonie i przykucnął przy ścianie, opierając się o nią. Nie patrzył na mnie. - Wiesz, że nigdy nie miałem dziewczyny. Nigdy do żadnej nic nie czułem, oprócz pociągu seksualnego. Całe życie się zarzekałem, że uczucia to nie moja broszka i czuję się źle z tym, że nie podołałem. Nie chcę nic do ciebie czuć. Zasługujesz na gwiazdy z pierdolonego nieba, a dostajesz kogoś takiego jak ja. Nie chcę. Nie chcę. - Przetarł twarz dłońmi, a ja poczułam jak gula rośnie mi w gardle, bo to pierwszy raz, kiedy Justin wyrzucił coś z siebie więcej niż tylko złość i pokazał swoje uczucia. Przykucnęłam przed nim, trzymając dłonie na jego kolanach, ignorując donośny dzwonek, oznajmiający koniec długiej przerwy. Brakowało mi słów, którymi mogłabym określić, to co myślę. Wpatrywałam się w chłopaka, który unikał mojego wzroku, jakby nie mógł na mnie patrzeć. - Pamiętasz gdy miałaś trening z nami i ćwiczyłaś ze mną, gdy robiłem pompki i oboje spadliśmy? Śmiałaś się jakby to było najzabawniejszą rzeczą, jaka kiedykolwiek się zdarzyła, a ja patrząc na ciebie, wiedziałem, że mam przesrane. Stało się to tak nagle. Wiedziałem, że ty... nie czułaś tego samego co ja i dlatego byłem takim chujem dla ciebie. Do dzisiaj jestem, bo mam nadzieję, że to pomoże mi się odsunąć się od siebie, ale na próżno - dokończył ponuro, nadal patrząc w poprzednie miejsce. Delikatnie pocierałam jego łydkę w kompletnym szoku. Nigdy nie przyszłoby mi do głowy, że Justin coś czuł do mnie, zanim ja to poczułam. I że tak dobrze to ukrywał. - Mam wyrzuty, że tak ci namieszałem w głowie. Jesteś wręcz ideałem dziewczyny, a ja?
- Jesteś spełnieniem marzeń każdej jednej dziewczyny, jaką znam. Nie gadaj głupot - mruknęłam w końcu, siadając na miejscu koło chłopaka i położyłam głowę na jego ramieniu, jednocześnie splatając bardzo mocno jego palce ze swoimi. Chciałam mu dać do zrozumienia, jak wiele te wszystkie słowa dla mnie znaczyły. Justin odwzajemnił uścisk.
- Mam wiele wad. A największa, że jestem chujem, wobec tych, na których mi zależy.
- Ja też mam wiele wad. Tylko jeszcze nie zdałeś sobie z ich sprawy, albo ich nie odkryłeś.
- Nie wierzę.
Parsknęłam śmiechem. Justin również spojrzał na mnie rozbawiony.
- Nie umiem gotować. Ciągle spalam jedzenie i David wygania mnie z kuchni. Wychodzą mi jedynie najprostsze do zrobienia ciasteczka. I jestem naprawdę okropną siostrą wobec Davida. Nie umiem kompletnie ścisłych przedmiotów. Łatwo się denerwuję. - Zaśmiałam się mimowolnie. - Zawsze muszę mieć ostatnie słowo, ciągle wszystko planuję, muszę mieć plan B na każdą sytuację. Nie odpowiada mi też kilka rzeczy w wyglądzie, ale na to nie mam wpływu, więc nie będę się rozczulać nad sobą. Jestem uparta jak osioł. I wiesz, kiedyś za bardzo żyłam książkami. To była ogromna wada. Dziś się nauczyłam, żeby za dużo nie oczekiwać, bo mogę się rozczarować. - stwierdziłam, opuszczając wzrok do dołu.
Zapadła między nami cisza. Mogłabym dalej wymawiać wady swojego charakteru, jednak miałam nadzieję, że to mu wystarczy. Przecież nikt nie był idealny, a to sprawiało, że jesteśmy ludzcy. Czułam jak kciuk chłopaka krążył po wierzchu mojej dłoni.
- Pójdź ze mną na bal absolwentów po graduacji.
Zdumiona podniosłam głowę z ramienia nastolatka, oblizując usta nerwowo.
- Nie miałam zamiaru nawet na niego iść. A co z Olivią? - Uniosłam brwi do góry.
- Zmieniłem zdanie, nie chcę z nią iść. I nie rozumiem, dlaczego nie chcesz się tam wybrać. Przecież to jedyne takie przeżycie w twoim życiu.
Wzruszyłam ramionami, gdyż nawet nie wyobrażałam sobie, że mogłabym pójść z Justinem, bo od początku było wiadomo, że ma już partnerkę. A ja nie czułam, że prom jest czymś niezwykłym i że moja obecność na nim jest konieczna. Zagryzłam dolną wargę, ponieważ myśl wybrania się tam z Justinem, z nim, była dla mnie niesamowita. Chciałam z nim spędzać, jak najwięcej czasu.
- W porządku. - Uśmiechnęłam się minimalnie, po czym poczułam pocałunek Justina na moim policzku. - Świetnie tańczysz, więc mam nadzieję, że nie wypuścisz mnie z ramion tego wieczoru.
- Zamorduję każdą osobę, która z tobą zatańczy, a to nie będę ja. - Wyszczerzył zęby w zawadiackim uśmiechem.
- Muszę ostrzec Camerona - zachichotałam, podnosząc dłoń Justina do swoich ust i złożyłam na jej zewnętrznej części długi pocałunek. Uwielbiałam to robić.
Zaśmiał się i nic nie mówił przez dłuższą chwilę. Przymknęłam oczy na moment.
- Ja nie mogę określić momentu, w którym się w tobie zakochałam. To z każdym dniem po prostu robiło się intensywniejsze. Chyba wszystko zaczęło się, od kiedy uczyłam cię grać na gitarze u mnie w domu i słuchaliśmy płyty - powiedziałam po chwili. Zapewne chciałby to wiedzieć.
- To jeden z najfajniej spędzonych chwil z tobą. - Pokiwał głową, następnie wsuwając kosmyk moich włosów za ucho. - Będę przemawiał na graduacji. Mój ojciec też będzie.
- Stresujesz się?
- Tylko obecnością ojca - odparł krótko, wstając i pociągnął moje ręce, abym zrobiła to samo. Otrzepałam swoją spódniczkę i przylgnęłam do torsu chłopaka, mocno go przytulając go. Wiedziałam, że go kocham, jednak nie mogłam mu tego powiedzieć, gdyż wiedziałam, że jest zakochanie się, a kochanie to co innego i mogłabym go tym tylko wystraszyć. Schowałam twarz w jego szyi, zaciągając się jego pociągającym zapachem. Ucałowałam krótko jego szyję.
- Bądź moją dziewczyną. - Czułam ruch jego warg przy moim uchu, co wywołało u mnie ogromną ilość dreszczy wzdłuż kręgosłupa. Głos chłopaka brzmiał stanowczo, jednak drżał przy niektórych sylabach. Wiedziałam, że to dla niego spory krok. Mocniej zacisnął ramiona wokół mojej talii.
- Widzę, że nie przyjmujesz odmowy - zażartowałam, aby rozluźnić atmosferę.
- Nie w takim przypadku - zaśmiał się, chowając twarz w moim włosach.
- A więc witaj mój chłopaku.
- Cudownie to brzmi. - Justin ucałował moje usta, a ja ze śmiechem odwzajemniłam ten czuły gest. Miałam wrażenie, że mój brzuch zaraz eksploduje z emocji. - Zostawiłaś mi jeszcze trochę tych ciasteczek?
- Nie - mruknęłam, chociaż moja mina i uśmiech mówiły same za siebie, co sprawiło, że chłopak pociągnął za jeden z moich policzków z czułą miną, która coraz częściej pojawiała się na jego twarzy. Justin wybuchnął śmiechem.
- Ty przebrzydła poczwaro.

                                
#project98ff - pamiętajcie o hashtagu!
bieburtay
Wiem, że rozdziały są rzadko, ale czasu nie mam tyle, ile bym chciała. Przepraszam, ale dziękuję każdemu, kto nadal ze mną jest i czyta 
PROJECT98-FF.BLOGSPOT.COM

14 komentarzy:

  1. Cudo �� czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  2. Wchodzę tu codziennie i sprawdzam czy dodałaś rozdział i w końcu jest ! Dziękuję <3
    Rozdział jest mega! A to jak opisałaś jego uczucia do niej !
    Czekam na neksta :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju ten rodział jest taki kochany naprawde, tak sie ciesze ze wreszcie sobie wszystko powiedzieli jejku❤💕💞 Czekam nn <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Wyznanie Justina to coś OMB! Cudo!

    OdpowiedzUsuń
  5. To jest takie cudowne! Kochaaaaam! ��

    OdpowiedzUsuń
  6. Tak długo czekałam na ten moment aaaaa kocham!
    Uwielbiam twój styl pisania, czekam na dalsze!!!

    OdpowiedzUsuń
  7. Ostatnie zdanie kocham po prostu 😂 Rozdzial wspanialy! Juz myslalam, ze bedzie jakas tragedia, bo Justin byl taki niemrawy, a tu taka niespodzianka.

    OdpowiedzUsuń
  8. Szczerze mówiąc, jak przeczytałam o tym balu to odrazu pomyślałam o czymś w stylu, że ją tam jakoś ośmieszy, a wszystkie te uczucia są udawane, ale potem przeczytałam i no nie, to jest zbyt kochane, żeby nie było prawdziwe xD tak więc chyba najsłodszy rozdział ze wszystkich i cierpliwie czekam na następny :))

    OdpowiedzUsuń
  9. Chyba mój ulubiony rozdział. Chyba na pewno. Jest cudowny, dopiero dzisiaj go przeczytałam, ale zrobiłam to już jakieś 10 razy, bo jest taki uroczy aghfjbdyhdijf!

    OdpowiedzUsuń
  10. Hej! Chciałabym zaprosić Cię serdecznie do siebie na moje opowiadanie o Justinie. Już jest 1 rozdział!
    OPIS: Cassie zmuszona jest przeprowadzić się wraz z rodzicami oraz rodzeństwem do Los Angeles, a wtedy wszystko się zmieni...
    Opowiadanie znajdziesz na:
    > BLOGU: http://jb-be-yourself.blogspot.com
    > WATTPADZIE: https://www.wattpad.com/story/87513216-jb-be-yourself
    Zapraszam! :)

    OdpowiedzUsuń
  11. Kiedy następny rozdział ?

    OdpowiedzUsuń
  12. Genialny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  13. Rozdzial super!kiedy dodasz kolejny?

    OdpowiedzUsuń