sobota, 8 października 2016

46. Przedwczesny prezent.

                            

Czekając na przyjście Willa, postanowiłam trochę posprzątać pokój i powycierać kurze ze wszystkich mebli. Było wcześnie, około 12 godziny, a słońce silnie promieniowało przez odsłonięte okno. Nie mieliśmy zbyt dużo czasu na rozpoczęcie montażu z Willem, gdyż Justin zabierał mnie gdzieś za kilka godzin. Kazał mi przyjąć to jako przedwczesny prezent urodzinowy i źle się czułam z faktem, iż jego urodziny były w marcu, a wtedy nawet nie mieliśmy ze sobą żadnej styczności. Moje urodziny były dokładnie 19 lipca, co było sporym wyprzedzeniem, skoro mieliśmy dopiero koniec czerwca.
Moje myśli powędrowały na temat zakończenia szkoły. Z jednej strony nie mogłam się doczekać tego dnia, jak i wakacji, ale z drugiej bałam się zostawić wszystko za sobą. Moich przyjaciół, brata, miasto i ruszyć dalej, rozpocząć nowy etap w życiu. Nie lubiłam zmian. To było moją wadą. Przerażała mnie myśl, że David będzie tu mieszkał już sam z Abby, ja będę na studiach z minimalnym kontaktem ze swoją rodziną; nadejdzie pora, aby żyć jak dorosły. Poczułam ucisk w brzuchu z powodu stresu spowodowanego natłokiem myśli i odetchnęłam z ulgą, gdy usłyszałam głośne pukanie do drzwi, odrywając mnie tym samym od wycierania kurzów. Rzuciłam szmatkę na szafkę i ruszyłam na dół, wycierając dłonie w swoje nogi. Miałam na sobie zwyczajną koszulkę i bawełniane spodenki. Wyglądałam jak dopiero co obudzona ze względu na brak jakiekolwiek makijażu.
- Cześć, Lizzie. Dzwonek wam chyba się zepsuł. - W drzwiach pojawił się blond włosy Will z ciepłym uśmiechem na twarzy. Był tego samego wzrostu co ja, przez co miałam wrażenie, że jest młodszy ode mnie, choć tak nie było. Wskazał dłonią na dzwonek i nacisnął go kilka razy, jednak żaden dźwięk się nie rozległ.
- Hm, masz rację. Przekażę mojemu bratu, jak wróci - powiedziałam, odwzajemniając jego uśmiech i zaprosiłam go do środka, idąc do kuchni, aby nalać nam do picia sok wiśniowy. - Jak się trzyma twoja mama? - spytałam, doskonale wiedząc, że niedawno wykryto u niej raka piersi i chłopak bardzo to przeżywał. Zagryzłam dolną wargę, wręczając mu szklankę i sama upiłam łyka ze swojej.
Chłopak wpatrywał się w przestrzeń przed nim.
- Sam nie wiem... Udaje, że wszystko jest w porządku, jednak widzę, że jest inaczej - westchnął ciężko, pijąc odrobinę soku.
- Przykro mi - wymamrotałam cicho pod nosem, domyślając się, że Will nie chce o tym rozmawiać, dlatego taktownie zmieniłam temat, prowadząc towarzysza do swojego pokoju, gdzie miałam już włączonego laptopa oraz podłączoną kartę pamięci z kamery.
Było to trochę osobiste i krępujące doświadczenie dla mnie, miałam pokazać wszystkie nagrane momenty chłopakowi, słowa Justina, imprezy, chwile, gdy był naćpany, czy kiedy zaczynało między nami coś iskrzyć. Wzięłam głęboki wdech do płuc i zmieszana wskazałam Willowi fotel przed laptopem, aby usadowił się na nim, a ja tym samym oparłam się biodrem o biurko, obserwując co robi chłopak.
- Masz już główny zarys filmu? Jakie materiały użyjesz?
Pokiwałam głową, wygrzebując spod książek kartkę wypełnioną moimi schludnymi zapiskami. Podałam mu ją.
- Wszystkie tu spisałam i w jakiej kolejności. Nie znam się na efektach, więc to twoja broszka. Plus nie mam mikrofonu do nagrania audio.
- Załatwię ci wszystko na jutro. Na moje oko powinniśmy skończyć dzień przed zakończeniem.
- Och, wspaniale. - Uśmiechnęłam się w kierunku Willa i podsunęłam sobie pufę pokrytą białym, miękkim futrem i usiadłam na niej, przyglądając się pracy nastolatka. Przez dwie godziny układaliśmy i wycinaliśmy wszystkie potrzebne sceny. Na niektórych wzruszałam się, a na jeszcze innych śmiałam, gdyż Justin był tak cholernym idiotą. Razem z Willem dyskutowałam na temat zachowania kapitana i jego reputacji, byłam zadowolona, gdy widziałam, jak chłopak zaczyna coraz bardziej pałać sympatią do Justina. O to właśnie mi chodziło. Kiedy włączył materiał z imprezy, musiałam wytłumaczyć grafikowi szkolnemu całą sytuację. Był oburzony słowami pani Wigmore, lecz nie umiał mi poradzić co powinnam zrobić.
- Usuń je. - Wzięłam głęboki płytki wdech do ust, palcem pokazując na ekranie kilka plików. Były to momenty, ukazujące Justina w złym świetle. Zacisnęłam usta, podążając za kursorem myszki, który przeciągał materiały do kosza, a następnie je usunięto. - Najwyżej będę żałować. - Wymusiłam uśmiech, czując jak robi mi się niedobrze, gdyż była to bardzo stresująca decyzja dla mnie. Przetarłam twarz dłońmi, czując na sobie spojrzenie kolegi. Domyślał się, co czuję. Zresztą chyba cała szkoła wiedziała, że mnie i Justina łączy więcej niż tylko projekt.
Zostawiłam jedynie momenty złośliwości Justina, gdyż były mi potrzebne do mojego planu, do wizji całego filmu. Byłam bardzo ambitna, jednak wykonanie tego wszystkiego graniczyło niemal z cudem. Zapisaliśmy naszą dotychczasową pracę i pożegnaliśmy się. Poprosiłam Willa, aby jutro wpadł do mnie z potrzebnymi rzeczami.
Kiedy tylko wyszedł, oparłam się plecami o drzwi frontowe i zamknęłam oczy. Zaczynałam się martwić czy dobrze zrobiłam. Owszem, nie chciałam źle dla Justina, jednak bałam się, że projekt przez to nie przyniesie dobrych skutków, a Wigmore wcale nie da mi punktów, które mi obiecała przy rozpoczęciu projektu.
Nagle poczułam ból z tyłu swojej głowy.
- David! - syknęłam, pocierając dłonią obolałe miejsce i spojrzałam na brata, który po prostu otworzył drzwi, tym samym uderzając mnie. Wyglądał na rozbawionego, nawet nie siląc się na udawanie współczucia.
- Masz pecha, siostra - parsknął, zrzucając swoje adidasy z nóg i wszedł do środka. Wywróciłam mimowolnie oczami, czego prawdopodobnie nauczyłam się od zbyt częstego przebywania w towarzystwie z Cameronem. - Zostajesz dziś ze mną? Będzie mecz Holandii.
- Co? - jęknęłam niezadowolona na wieść, że przegapię mecz mojej ulubionej reprezentacji kraju. Zrobiłam kwaśną minę i oparłam się o framugę drzwi, ignorując pulsowanie skóry w miejscu, gdzie zostałam uderzona. - Jadę gdzieś z Justinem. Nie mam pojęcia dokąd - burknęłam pod nosem, a moje dłonie powędrowały do tylnych kieszeni spodenek i tam zostały na jakiś czas.
- Od kiedy jesteś z Justinem, już nie spędzasz ze mną czasu. - Usłyszałam zmęczony głos Davida, oglądającego telewizję. Poczułam dopadające mnie wyrzuty sumienia. Miał rację. Ten projekt tak mnie pochłaniał, iż zapominałam o codziennych czynnościach, które powinnam wykonywać.
- Wiem, niedługo to nadrobimy. Zaproś Abby lub połóż się do łóżka. Jesteś zmęczony. I nie jestem z Justinem. Ta cała sytuacja między nami.... Jest dziwna - zakończyłam szeptem, po czym obróciłam się na pięcie, wchodząc po schodach na górę. Spojrzałam na zegarek, znajdujący się na moim nadgarstku, zauważając wskazówkę na godzinie 16. Niemal w tym samym czasie poczułam wibracje telefonu otrzymując tym samym wiadomość. Nie miałam ochoty na pisanie z nikim, dlatego moja mina nie była zbyt radosna, kiedy odblokowywałam urządzenie.

Nieznany: ubierz się letnio, przyjadę po ciebie o 18, wrócimy coś około północy ;-) ps. makijaż wodoodporny 😂

Tak, do tej pory nie miałam numeru Justina i zastanawiałam się skąd wytrzasnął mój. Zaśmiałam się cicho pod nosem.

Lizzie: Tak, jest, kapitanie ✌

Rzuciłam telefon na łóżko z widocznym rozbawieniem na twarzy i stanęłam przed lusterkiem. Wyglądałam naprawdę dobrze jak na siebie i byłam tym zaskoczona. Moje włosy nie potrzebowały mycia, dlatego postanowiłam tylko przemyć ciało przez kilka minut, włosy spinając w koka. Postanowiłam dziś pomalować się bardziej niż codziennie do szkoły. Usta potraktowałam ciemnobordową szminką, gdyż uważałam, że do twarzy mi w takich kolorach. Włosy rozczesałam dokładnie, krzywiąc się, gdy porobiły mi się kołtuny i walczyłam z nimi przez kilka minut oraz użyłam lokówki do zakręcenia wyłącznie końcówek i spięłam je po bokach, aby nie przeszkadzały mi później. Będąc szczerym, wybieranie ubrań zawsze zajmowało najwięcej czasu, zwłaszcza od kiedy chciałam dobrze wyglądać w oczach Justina. Wątpię, aby zwracał on na to uwagę. W końcu postanowiłam na zwyczajne shorty z wysokim stanem, czarny crop top z zabawnym nadrukiem oraz flanelową koszulę, którą obwiązałam wokół bioder. Zostało mi jeszcze sporo czasu, więc postanowiłam zjeść coś pożywnego, aby szybko nie zgłodnieć. Nie miałam pojęcia, co Justin może kombinować. Mieliśmy otwartą kuchnię, więc siedząc w niej mogłam spokojnie obserwować co oglądał mój brat. Przeżuwałam kanapkę, komentując co jakiś czas głośno sceny w filmie, gdyż uwielbiałam to robić, mimo że każdy we mnie tego nienawidził. Cóż.
Gdy nadeszła 18, posprzątałam wszystkie produktu ze stołu, zaskoczona, gdy usłyszałam znowu pukanie do drzwi. Większość chłopców była spóźnialska, a Justin mnie naprawdę pozytywnie zadziwiał. Odnosiłam wrażenie, że mu naprawdę zależy.
- Właśnie, dzwonek się zepsuł do drzwi - poinformowałam swojego brata, który wylegiwał się na kanapie, wcinając chipsy i tylko pokiwał głową. Przekręciłam zamek w drzwiach i spojrzałam z uśmiechem na Justina, który wyglądał naprawdę dobrze, aż poczułam jak zabiera mi mowę.
Włosy miał postawione do góry i było widać, że spędził sporo czasu nad układaniem ich. Drugą rzeczą, jaka rzuciła mi się w oczy, był jego kolczyk w dolnej wardze. Miałam słabość do niego, chociaż nigdy nie powiedziałam tego na głos. Chłopak i tak miał za wielkie ego. Miał na ciele czarną bluzę z kapturem wkładaną przez głowę, a na nogach dopasowane czarne jeansy z dziurami na nogach. Wyglądał sto razy lepiej ode mnie. Czy naprawdę taki ktoś jak on zainteresował się mną i właśnie zabiera mnie ze sobą do jakiegoś miejsca? Nie chciało mi się w to wierzyć. Byłam szczęściarą.
- Wow - wykrztusił tylko, lustrując moje ciało wzrokiem i przeczesał palcami swoje ciemnoblond włosy. Pochylił się, aby pocałować mnie w policzek, jednak nad jego ramieniem pojawił się David. Justin wyprostował się automatycznie. - Cześć, Dave.
- Jak ci minął dzień? -spytał, jednak wcale nie czekał na odpowiedź i mówił dalej. -  Zresztą nieważne, chcę tylko, abyś trzymał ręce z daleka od Lizzie. Nastolatkowie teraz nawet nie potrafią się zabezpieczać, a ja nie chcę brać odpowiedzialności za waszą wpadkę. - Uniósł ręce ku górze, a ja czułam jak zaczynam się czerwienić, bo David zawsze szukał okazji, aby mnie zażenować przed znajomymi. Starsze rodzeństwo powinno iść do piekła za te znęcanie się nad młodszymi.
Justin jednak nie był zawstydzony w żadnym stopniu tak jak ja; stał nonszalancko oparty o framugę drzwi, śmiejąc się pod nosem. Oboje czerpali przyjemność z tego, jak reaguję na takie newsy.
- Spokojnie. Na pewno nie dzisiaj.
Myślałam, że się przesłyszałam i próbowałam wyglądać, jakby to nie było nic nowego dla mnie. Wymamrotałam coś pod nosem i pomachałam Davidowi, biorąc swój malutki, skórzany plecak do ręki i zostałam pociągnięta w stronę samochodu za Justinem. Zagryzłam wargę, spoglądając na widoczne żyły na jego rękach.
- Lizz, skarbie, muszę zawiązać ci oczy chustą. - Justin otworzył samochód i wyciągnął z niego czarną chustkę z białymi samolocikami. - Jasona - dodał rozbawiony, na co ja również się zaśmiałam, chociaż byłam zdezorientowana planami chłopaka. Zatrzymałam jego dłonie, gdy były przy mojej twarzy.
- Ale po co?
Wzniósł oczy ku górze.
- Musisz mi zaufać. Przecież nie zawiozę cię do lasu na pożarcie grizzly. Zamknij oczy - obniżył ton głosu, tym samym wywołując u mnie dreszcze przechodzące w dół kręgosłupa. Bez zbędnych słów wykonałam jego polecenie, trzymając się jego pasa, podczas gdy on zawiązywał materiał wokół moich oczu, aż nawet przy otwartych oczach nic już nie widziałam oprócz ciemności. Wyczułam szorstkie dłonie na swoich policzkach, a następnie pocałunek na swoich ustach. Westchnęłam cicho w wargi chłopaka, a po chwili pomógł mi wsiąść do jego luksusowego samochodu, który jak już ostatnio się dowiedziałam dostał od ojca na 16-ste urodziny. Moje prezenty nigdy nie przekraczały rozsądnej ceny, gdyż rodzice mieli też inne wydatki i musieli na nie poświęcić pieniądze. I doskonale to rozumiałam.
Pasów nie umiałam zapiąć przy pomocy własnych rąk, dlatego pomógł mi oczywiście Justin. Chciałam go zapytać czym właściwie jesteśmy, jednak krępowałam się i czułam, że to nie jest odpowiednia chwila na to.
- Długo będziemy jechać? - zdecydowałam się odezwać, słysząc jak chłopak odpala samochód, po czym wyjeżdża.
- Będę jechał autostradą, więc nie. Niewiele ponad godzinę. Więc jeśli chcesz możesz się zdrzemnąć. I tak niewiele widzisz - zachichotał, a ja po omacku uderzyłam go żartobliwie w udo, postanawiając, że zrobię dokładnie tak jak powiedział. Muzyka w radiu pomagała mi się odprężyć, dlatego wcale nie zajęło mi długo czasu, aby zasnąć, jednak obudziłam się przed dojazdem do celu i zaczynałam marudzić chłopakowi, czy mogłabym już zdjąć opaskę, gdyż denerwowała mnie ta istna ciemność, gdyż nie współpracowało to dobrze z moim mózgiem.
- Jesteśmy już w San Diego.
- San Diego? - spytałam zdezorientowana, nie mając najmniejszego pojęcia, po co Justin nas tu wiezie. Co tak wspaniałego tu może być?
- Już jesteśmy na miejscu, jesteś taką marudą, Lizzie.
- Bo lubię wiedzieć wszystko od razu i mieć plan awaryjny na wszelki wypadek. I denerwuje mnie to, że nie mogę zobaczyć, na przykład jaką minę właśnie robisz.
- Pokazuję ci środkowy palec dokładnie przed twoją twarzą.
- Ty dupku - zaśmiałam się mimowolnie i podniosłam się do góry, uderzając głową w dach auta. Jęknęłam, łapiąc się za głowę po raz drugi tego dnia. - Znowu?
- I na dodatek jesteś kaleką. Z kim ja się umawiam. - Wyobrażałam sobie, jak kręci głową i rozbawiony pomógł mi się odpiąć, pilnując, abym nie zdjęła chustki z oczu. - Tylko nie wysiadaj sama.
Prychnęłam cicho pod nosem i po omacku otworzyłam drzwi, wyciągając nogi przed siebie, aby poczuć stały grunt pod butami. O mało co się nie potknęłam się, wysiadając, ale w porę pojawił się kapitan, wybawiający mnie z tej opresji.
- Dziękuję - sapnęłam pod nosem, czując jego silne ramiona, stawiające mnie do pioni i uśmiechnęłam się. Wokół nas panował harmider, mogłam spokojnie stwierdzić, że było tu sporo ludzi, lecz nie umiałam powiedzieć, gdzie byłam dokładnie. Z każdym krokiem czułam się coraz mniej pewnie, bo zapewne wyglądałam jak idiotka z zakrytymi oczami, ale Justin nie zwracał na to uwagi, tylko ostrożnie prowadził mnie do obranego przez niego celu.
- Mam nadzieję, że nie wykupiłeś mi niczego odstrzałowego, bo ze swoich kieszonkowych stać mnie jedynie na wełniane skarpety dla ciebie - zażartowałam, czując dłoń chłopaka obejmującą mnie w talii.
- Nie - odpowiedział krótko żartobliwym tonem i kazał mi przez chwilę stać w miejscu, a sam odszedł kawałek dalej. Po minucie wrócił, prowadząc mnie dalej, aż czułam, że przechodzę przez drzwi i robi się znacznie ciszej, jednak rozlegały się nadal rozmowy wielu osób. Usłyszałam czyjś płacz z daleka, na co się skrzywiłam. Nie miałam dobrych przeczuć. Mocniej ścisnęłam dłoń Justina, z bijącym sercem kierując się jego wskazówkami.
- Do cholery, Justin, co ty kombinujesz? - Nie wytrzymałam, kiedy czułam, jak że przepychamy się przez sporą liczbę osób. Miałam wrażenie, że jesteśmy na jakimś festiwalu lub pokazie, gdyż co jakiś czas słyszałam urywki osób, które nie rozmawiały z pewnością po naszym języku.
- Sama zobaczysz.
Czułam się źle z tym, że miałam zasłonione oczy, dopiero wtedy pomyślałam o osobach niewidomych i jak ciężko musi być im w życiu, skoro ja ledwo sobie radzę teraz. Poprawiłam chustę na swoich oczach, gdy mnie drapała i w końcu zatrzymaliśmy się. Wyczułam, że wokół mnie jest sporo ludzi, gdyż nasilenie rozmów było ogromne. Ścisnęłam tylko dłoń chłopaka, bojąc się, że by mnie zostawił.
- Nie możesz już teraz zdjąć mi chusty? Jesteśmy na miejscu, plus uciera mnie - poprosiłam, przysuwając się do boku chłopaka. Justin był bardzo cierpliwy, ale po jego głosie słyszałam, że bardzo bawiło go moje zachowanie i ta cała sytuacja.
- Specjalnie dla ciebie ominąłem pewno wydarzenie, abyś nie musiała długo czekać na punkt programu. Zaraz zacznie się odliczanie.
- Słucham?! - pisnęłam, nie mając kompletnie pojęcia o czym Justin do mnie mówił i walczyłam z pokusą zerwania chusty. Próbowałam wychwycić coś z rozmów toczonych obok mnie, jednak na moje nieszczęście znajdowała się przy mnie grupka osób prawdopodobnie z Francji. Byłam sfrustrowana oraz niecierpliwa. Czy ktoś tak jak ja nienawidzi niespodzianek? Jestem totalną przeciwniczką ich.
Poczułam jak Justin przytula mnie od tyłu i całuje w policzek, gdy ludzie zaczęli piszczeć wokół mnie. Były to w większości dziewczęce krzyki, co spowodowało, iż powoli zaczynałam mieć swoje teorie na temat miejsca, w którym jestem. Wbiłam zęby w dolną wargę, słysząc jak Justin odlicza czas razem z innymi. Przy ostatniej liczbie wzięłam wdech do ust, słysząc jak wypuszczane są fajerwerki lub ognie, gdyż nie mogłam tego zidentyfikować.
Myślałam, że uszy mi pękną od krzyków, które z każdą sekundą się nasilały. Przełknęłam ślinę słysząc rozpoczynającą się muzykę, którą dobrze znałam, jednak rozum podpowiadał mi coś innego.
- Justin, czy to...? - zaczęłam, jednak moje słowa zostały przerwane przez piski osób znajdujących się wokół mnie. Tych ludzi musiała być cała masa. Dosłownie.
- Wszystkiego najlepszego, Lizzie. Uznajmy to jako twój przedwczesny prezent.
Serce waliło mi jak oszalałe, kiedy Justin rozwiązał chustkę z moich oczu, a ja poczułam jak nogi się gwałtownie pode mną uginają i tracę w nich czucie.
- Witam na trasie 1989!

~ jeśli przeczytałaś, skomentuj

                               

bieburtay
#project98ff !!!!!!

Stop, stop, wiem, że nie każdy lubi Taylor Swift jak Lizzie, ale zachowujcie granice przyzwoitości ;-)

Oczywiście, rozdziały teraz wieją nudą i blah, blah, ale chcę, abyście widzieli jak rozwija się znajomość Jussie, codzienne życie, abyście poznawali bohaterów. Nie chcę, aby było to wszystko sztucznie jak w niektórych fanfictions. Nie tylko ukazane zbliżenia, kłótnie, problemy, ale spędzanie normalnych chwil. Dlatego zrozumcie mnie, proszę. To ma być prawdziwe i realne uczucie.

Dziękuję, że czytacie.

11 komentarzy:

  1. Boskie ! <3 nawet nie wiesz jak bardzo byłam podekscytowana jak dowiedziałam się że to koncert Taylor Swift :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Aww Ale świetny pomysł z koncertem jako prezentem <3
    Też tak chce hahha

    OdpowiedzUsuń
  3. Cieszę się,za dodałaś w końcu rozdział. Prosze rób to częściej .

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Naprawdę myślisz, że ona na złość nam nie dodaje rozdziałów częściej? Bo wygląda jakbyś tak uważała. Przecież autorka i tak wyjątkowo często wstawia notki, a niektórzy zamiast napisać np. opinii o rozdziale tylko się czepiają, że zbyt rzadko.

      Usuń
    2. Dziękuję serdecznie drugiej osobie za zrozumienie mnie i poparcie, kocham 💛 Dokładnie, uwierzcie, że MARZĘ, aby dodawać jak najczęściej, najchętniej robiłabym to co kilka dni, bo chcę żeby ff trochę szybciej płynęło, jednak jestem w liceum, mam naprawdę sporo nauki, chodzę na korepetycje, wracam po 16 poświęcam czas swoim hobby i w tygodniu nie ma szans, aby coś napisać. Wtedy przychodzi weekend, w który chcę odpocząć po tygodniu szkoły. Często zmuszam siebie, aby pisać, jednak bywa tak, że nie mam sił, aby samą siebie skłonić do pisania. Nie mam ochoty każdy wolny weekend męczyć się i pisać, bo chciałabym jak każdy też dłużej pospać, pooglądać filmy, spotkać się ze znajomymi etc. Mam nadzieję, że mnie zrozumiecie. To nie jest takie łatwe, na jakie wygląda

      Usuń
  4. Jeju, ale jej zrobił genialną niespodziankę 😊 Juz sie nie moge doczekac nastepnego rozdzialu ❤

    OdpowiedzUsuń
  5. Lizzie zasluguje ma wszytsko co najlepsze i tym czymś jest własnie Justin <3 Uwielbiam momenty tej pary i cieszę się że właśnie w ten sposób rak wszystko opisujesz <3 Uwielbiam to opowiadanie ♡♡ Czekam na next :)

    OdpowiedzUsuń
  6. Zajebiscie piszesz, czekam na next :D

    OdpowiedzUsuń