piątek, 26 sierpnia 2016

43. Elizabeth.

                                      

Niewiele zabrakło, a nie zdążyłabym do szkoły. Obiecałam sobie, że tylko przymknę oczy po wyłączeniu budzika, a obudziłam się trzydzieści minut potem. Wyskoczyłam z łóżka niczym oparzona żelazkiem, wciągając na nogi jeansy, jakie wpadły mi jako pierwsze do rąk, a przez głowę przeciągnęłam lekko prześwitujący t-shirt. Nie miałam czasu na normalny makijaż, więc zakorektorowałam swoje cienie pod oczami, a twarz potraktowałam sypkim pudrem. Włosy niezdarnie przeczesałam szczotką i chwyciłam torbę, spiesząc się.
W innym przypadku odpuściłabym sobie lekcję, ale to był hiszpański, czyli mój priorytet i nie mogłam pozwalać sobie na lenistwo, skoro wiązałam z nim moją całą przyszłość. Drugim powodem było to, że Justin dziś poprawiał dział, a chciałam wiedzieć, jak mu poszło, od razu po lekcji. Davida w domu nie było, na co zmarszczyłam brwi, jego zajęcia zaczynały się później niż moje, a nie przypominam sobie, aby wieczorem z Abby gdzieś wychodził. Moje palce chwyciły jabłko z koszyka, kiedy już nałożyłam trampki i wyszłam z domu, uprzednio zamykając go na klucz, który schowałam do mojej torby. Żyłam tylko myślą, że niedługo zakończenie roku szkolnego i będę mogła odpocząć od ciągłej nauki, stresu i ograniczeń.
Moje kroki były większe niż zazwyczaj, a jabłko zostało zjedzone w dosłownie kilka chwil, gdyż za wszelką cenę chciałam zdążyć przed dzwonkiem.
- Dzięki Bogu - wymamrotałam pod nosem, pozwalając sobie na leniwy uśmiech na mojej twarzy, kiedy dostrzegłam, iż trwa wciąż przerwa. Poprawiłam spadające ramię od torby i wkroczyłam do szkoły, kierując się do własnej szafki, która była już nieźle zmaltretowana przez pokolenia uczniów, a nowe miały być dopiero w przyszłym roku. Wpisałam swój kod, chowając w niej torbę, a biorąc wyłącznie hiszpański, gdyż ta lekcja na pewno się odbędzie, a reszta nauczycieli już nie dbała o zasady.
- Panno Bentley?
Odwróciłam się momentalnie na pięcie, o mało co nie uderzając czołem w otwartą szafkę i prędko ją zamknęłam, zaskoczona widząc przed sobą panią Wigmore. Odchrząknęłam i wyprostowałam się, nerwowo przegarniając swoje włosy. Zaczęłam panikować, że zrobiłam coś źle podczas projektu i nie ujdzie mi to na sucho.
- Dzień dobry. - Mój głos zabrzmiał, jakby wypowiedział to ktoś inny.
Nauczycielka pokiwała głową i zerknęła na zegarek, prowadząc mnie do pustej klasy, w której uczyła. Kobieta miała włosy spięte w kok, a jej okulary dodawały tylko surowości w jej wyglądzie. Zastanawiało mnie jaka była prywatnie.
- Chciałam się dowiedzieć, jak idą prace. Niedługo musisz mieć gotowy materiał. - Uniosła brwi, odwracając się do mnie i oparła się o swoje biurko dłońmi. Jej wzrok był naprawdę przeszywający i cieszyłam się, że gdy jeszcze robiłam zwykłą gazetkę nie miałam zbyt wiele z nią kontaktu przez mój sportowy dział, a dodatkowo miałam inną profesorkę od angielskiego.
Odrobinę mi ulżyło. Moje palce przesunęły się znowu po włosach, gdyż nie wiedziałam co z nimi zwyczajnie zrobić.
- Um, jest w porządku. Mam więcej materiału niż było wymagane, ale muszę ująć jeszcze finał w Miami. Połowę mam już zedytowaną, ale będę potrzebowała pomocy Williama - powiedziałam w końcu.
William był naszym grafikiem, który kochał tworzyć różne efekty i filmy, a sama kompletnie się na tym nie znałam. Był w porządku chłopakiem i nigdy nie wchodzimy sobie w drogę, rozmawiamy tylko wtedy, gdy musimy.
Pani Wigmore pokiwała głową.
- Przekażę mu to...Tak naprawdę chodzi o te całe zamieszanie wokół ciebie i Biebera. To nie moja sprawa, jako nauczyciel, jednak robiąc z nim projekt, nie wygląda to zbyt dobrze. Jesteś w związku z tym chłopakiem?
Czułam jak oddech więźnie mi w gardle, tego się właśnie obawiałam i nie miałam pojęcia, jak mogę się z tego wykręcić. Potrząsnęłam tylko głową, a nauczycielka ciągnęła dalej.
- Projekt musi być obiektywny, twoje osobiste odczucia do tego chłopaka się nie liczą. Niezależnie od wszystkiego, masz pokazać prawdę. Tego każdy chce. Nawet jeśli ma być ona bolesna.
- Dlaczego pani przyjmuje, że ma być bolesna prawda? Co to za stereotyp? - Sama wyczułam w swoim głosie nutę zdenerwowania. Nie umiałam wyjaśnić, dlaczego słowa Wigmore mnie irytowały, w końcu nie powiedziała nic złego, ale odczuwałam, że ma złą opinię o Justinie. Musiałam stanąć w jego obronie.
- Nie przyjmuję tak, skądże... Jednak popularne elity w szkole mają to do siebie, że-
- To są chore uprzedzenia i ocenianie po pozorach! Skoro miałam zrobić projekt i zagłębić się w historię tego chłopaka, dlaczego jest problem z tym, że okazuje się, że jest całkowicie inny niż mówi publiczna opinia? - spytałam na jednym wydechu, zapominając, że stoi przede mną nauczycielka i powinnam zachować resztki kultury, jednak ona nie wydawała się o tym myśleć. Wyglądała na zdenerwowaną.
- Lizzie, wiem, że chcesz dobrze, jednak nikt nie chce słuchać bajek o cudownych chłopcach, nikt nie chce się przyznawać do błędu! Myślisz, że dlaczego nasza szkoła słynie z tych projektów? Ludzie cieszą się z niepowodzenia w czyimś życiu oraz z udowodnienia sobie racji. Pora się obudzić. Jeśli chcesz, aby twój projekt był sukcesem, poważnie nad tym bym się zastanowiła. Nie wyjdzie ci pozycja królewny śnieżki. Tu nie chodzi o dobroć. Do widzenia. - Zakończyła kilka sekund po dzwonku, wskazując dłonią na drzwi. Oniemiała stałam w miejscu, nie mogąc uwierzyć w to, co usłyszałam. Dopiero dzwonek mnie otrzeźwił, a ja wyrwałam się z transu i bez zbędnych słów wyszłam z sali.
Na korytarzach nie było już wiele uczniów, większość wchodziła do poszczególnych klas, a ja nie poruszałam się, czując jakbym miała w głowie jakiś chaos. Z niedowierzaniem złapałam dłonią swój kark, wpatrując się tępym wzrokiem w przestrzeń. Nie przyszłoby mi do głowy, że nauczycielka zażyczy sobie, abym oczerniła Justina. Owszem, tak zamierałam zrobić na samym początku, ale poznałam go od innej strony. Miałam ochotę każdej osobie, która ma złe zdanie o nim przetłumaczyć do rozsądku, aby nie popełniać tego błędu co wszyscy i psuć mu reputacji, gdyż była ona w stylu - rozpieszczony, bogaty piłkarzyk, który ma idealne życie. A w rzeczywistości porównując swoje życie, a życie Justina, zdecydowanie wybrałabym swoje. Dlatego nie wiedziałam, dlaczego miałabym jeszcze bardziej go poniżać. Nienawidził swojego ojca, który widział w nim tylko swojego następcę, matka była zapracowana i rzadko była w domu. Dziewczyny lubiły wyłącznie jego pieniądze i wygląd, a inni szanowali go tylko ze względu na ojca. Czy to było właśnie idealne życie?
Przetarłam twarz dłonią i biorąc wdech do ust, weszłam do klasy, mamrocząc przeprosiny za spóźnienie przed swoją ulubioną nauczycielką. Miałam wrażenie, że każdy mi się przygląda, czego naprawdę nie znosiłam. Kątem oka zerknęłam na Justina, który siedział luzancko przy swojej ławce, bawiąc się znudzony długopisem. Zapewne czekał na swój test od Guttierez. Kiedy nasze spojrzenia się zetknęły, posłał mi leniwy uśmiech, a moje serce przeszło mini zawał. Od razu przypomniała mi się rozmowa z panią Wigmore, przez co mój odwzajemniony uśmiech był dostrzegalnie wymuszony.
Usadowiłam się na swoim miejscu tuż przy oknie i wyjęłam podręcznik; każdy wyglądał na udręczonego, gdyż profesorka nie odpuszczała nam, mimo że egzaminy już mieliśmy, a do końca roku zostało naprawdę niewiele. Lekcja zaczęła się chwilę potem, a Justina mina była tym razem spokojna i pewna siebie. Miałam nadzieję, że napisze ten dział świetnie, bo chciałam, aby nie usadzono go za hiszpański. Przez prawie całą godzinę kontrolowałam stan sytuacji, dwa razy podpowiadając mu słówka, aż w końcu zadzwonił upragniony dzwonek. Specjalnie wolno pakowałam swoje rzeczy, aby wyjść jako ostatnia razem z Justinem.
- Lizzie - mruknął pod nosem, gdy jego palce oplotły mój nadgarstek i przyciągnął do siebie, tak, aby mógł mnie przytulić na powitanie.
- Dlaczego nigdy nie powiesz hej, tylko wypowiadasz moje imię? - zauważyłam, mamrocząc w jego koszulkę, gdyż ścisnął mnie mocno, aż zabrakło mi oddechu i z trudem się wyplątałam z jego umięśnionych ramion.
Justin tylko złapał kosmyk moich włosów, po czym dmuchnął w niego. Parsknęłam śmiechem.
- Uwielbiam twoje imię. Elizabeth brzmi wytwornie, a Lizzie uroczo. - Wzruszył zwyczajnie ramionami, prowadząc mnie pod moją kolejną lekcję, chociaż nie wiedziałam, skąd zna mój plan lekcji, skoro miałam z nim wspólnie tylko hiszpański. Postanowiłam o to nie pytać.
- Elizabeth? - Zmarszczyłam brwi, spoglądając na niego i po sekundzie przewróciłam mimowolnie oczami, wsuwając palca za szlufkę od swoich jeansów. - Mam na imię Lizzie. To nie jest zdrobnienie, Justin.
- Co? - spytał, zatrzymując się na chwilę w miejscu i uniósł brwi. - Lizzie jest twoim pełnym imieniem? To śmieszne.
- Dupek - burknęłam pod nosem, idąc dalej, jednak on mnie dogonił.
- To tak samo jakby mnie nazwano Jus zamiast Justin.
- Ludzie nazywają swoje dzieci niebem, wschodem, rodzajem cholernego kwiatka, a ty przyczypiłeś się, że moi rodzice nazwali mnie zdrobnieniem od Elizabeth - powiedziałam na wpół rozbawiona, na wpół zirytowana. Nie był on pierwszą osobą, która tak sądziła, ale podejrzewałam, że Justin po takim czasie powinien wiedzieć takie proste rzeczy o mnie. Westchnęłam, siadając na ławce przy szafkach i uniosłam głowę, aby wygodnie obserwować chłopaka. Z kolczykiem w dolnej wardze wyglądał bardzo dobrze, a gdy miał na włosach czapkę odwróconą daszkiem do tyłu - było jeszcze lepiej, o ile to możliwe. - Tata chciał pełne imię, ale mama uważała, że jest za poważne, jak na nasze pokolenie, dlatego poszli na ugodę, przez co każdy bierze mnie na niepoważną, gdy podpisuję się jako Lizzie. Lepsze to niż North.
- Twoje imię jest słodkie, ale w przyszłości właśnie mogą być nieporozumienia. Chociaż i tak pewnie 3/4 naszej szkoły jest pewne, że to tylko twoja ksywka. - Pokiwał głową, kucając przy mnie, a jego duże dłonie znalazły się na moich kolanach. - Nasz kraj jest zdrowo popieprzony. - Śmiech wydobył się z jego gardła, kiedy podniósł się odrobinę, aby złożyć pocałunek na moich ustach i żałowałam, że trwał tak krótko. - Zabieram cię gdzieś w niedzielę. Możesz to uznać, jako przedwczesny prezent urodzinowy, jednak nie miałem szans, aby to przesunąć.
Otworzyłam szerzej oczy, prostując się bardziej na ławce. Nie miałam pojęcia, że chłopak nawet pamięta o moich urodzinach, które były w połowie lipca, a tym bardziej, że coś dla mnie zaplanował.
- W niedzielę? W czwartek jedziemy do Miami, w piątek mecz, sobota wracamy i będziesz w stanie w niedziele jeszcze gdzieś jechać?
Nastolatek spojrzał na mnie pobłażliwie, przesuwając kciukiem po moim policzku. Zadrżałam.
- Skarbie, powiedz mi jedną rzecz, której nie jestem w stanie zrobić?
Uniosłam brwi.
- Myśleć głową, a nie czymś, co jest w twoich spodniach - odpowiedziałam przesłodzonym głosem, gdyż wiedziałam, że to go zaskoczy i rzeczywiście się tak stało, jednak bawili mnie zbyt pewni siebie chłopcy i Justin zdecydowanie do nich należał.
- Wczoraj nie narzekałaś. - Mrugnął do mnie, gdy na jego twarzy pojawił się bezczelny uśmiech i wstał, idąc w swoją stronę, gdy tylko zadzwonił dzwonek.

                              

Przez resztę lekcji nie miałam humoru, gdyż obecność Justina zawsze wpływała na mnie pozytywnie, ponieważ odrywał mnie od moich ponurych myśli. Teraz nie mogłam przestać zastanawiać się nad projektem i co mam dalej z tym zrobić. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że wcale nie jestem przerażona, bo byłam i to nie na żarty. Co jeśli Wigmore nie zaakceptuje mojego projektu, gdyż jej się nie spodoba idea dobrego Justina Biebera, a wszystkie moje prace pójdą na marne? A z drugiej strony jeśli ukażę same negatywy może nastąpić wiele rzeczy: a) Justin zerwie ze mną kontakt, b) Justin zostanie wywalony z drużyny i może ponieść większe konsekwencje, c) Justina reputacja będzie dużo gorsza niż jest, d) Przyjaciele i wielbicielki Justina mnie zamordują. Świetnie. Będę musiała porozmawiać z Maddie lub Cameronem o tym wszystkim.
Naciągnęłam na ciało koszulkę od stroju cheerleaderki i spięłam włosy w kucyka, tym razem nie mogąc znaleźć swojej wstążki jako dodatek. Byłam jako pierwsza w szatni, gdyż napisałam szybciej kartkówkę z historii. Wyszłam z pomieszczenia, uprzednio zamykając je i odłożyłam klucz w odpowiednie miejsce. Uśmiechnęłam się do Nate'a, który wchodził do męskiej szatni. Zaczęłam się zastanawiać, co Justin powiedział o mnie swoim znajomym. Jestem według nich tylko koleżanką, przyjaciółką czy może kimś więcej? Do tej pory nie określiliśmy tego, co jest między nami, a całowanie się i sprawianie przyjemności drugiej osoby dla niego jest normalnością. Nie umiałam na dodatek określić, tego jak się czułam bez Justina. Nie miałam ochoty być na lekcjach, wiedząc, że go na nich nie będzie, nie chciałam iść na imprezę, gdzie miało go nie być. Wszystko traciło sens. A ja traciłam rozsądek. Za każdym razem na jego widok czułam jak serce mi się zatrzymuje, a żołądek zawiązuje w supeł, a powinnam się już przyzwyczaić do naszej relacji i faktu, że widzimy się teoretycznie codziennie.
Weszłam po schodkach, zamierzając już wyjść na boisko, jednak usłyszałam stłumiony głos Justina dochodzący z pokoju trenera. Brzmiał na zdenerwowanego, dlatego od razu się zatrzymałam, czując jak moje serce zamiera na moment.
- ...to się robi podejrzane ze strony chłopaków. John ostatnio sam knuł jakieś chore teorie na ten temat.
- Spokojnie, Bieber, chcę ci tylko pomóc. Pamiętaj do tego się zwracasz.
- Tak, trenerze. Sam to załatwię. Zresztą już nie masz o co się martwić.
Warkot Justina rozniósł się po korytarzu, a ja słysząc, jak drzwi się otwierają, wyszłam na zewnątrz, aby nie było podejrzeń, iż podsłuchiwałam. Miałam mętlik w głowie. O czym rozmawiał Justin z trenerem? Co jeśli zrobił coś złego w przeszłości i dlatego Dan mówił, że nie jest odpowiednim chłopakiem dla mnie? Do jasnej cholery, Justin mówił to samo o Danie, a ja miałam wodę z mózgu. Najgorsze w tym wszystkim było to, że nie mogłam mieć pretensji do Justina i się wypytywać o to, gdyż nie byłam nawet jego dziewczyną. I znając go, nie wiedziałam, czy kiedykolwiek zyskam taki tytuł, ponieważ nigdy nie kręcił na poważnie z dziewczynami. Usiadłam na ławce, która była przed boiskiem i przymknęłam oczy, opierając łokcie o kolana, a twarz o dłonie. Inni martwili się o jedynkę w szkole, kłótnię z rodzicami, a ja byłam postawiona między młotem a kowadłem. Między Wigmore a Justinem oraz Danem i Justinem.
- Lizz? Co się stało? - Usłyszałam głos i miałam nadzieję, że będzie to Justin, bo wychodził wcześniej za mną, jednak był to nie kto inny, a Dan.
- Nic, zmęczona jestem. Chociaż Craig da nam pewnie niezły wycisk - stwierdziłam, wzdychając ciężko pod nosem, podczas gdy Dan usadowił się na miejscu obok mnie, bliżej niż zazwyczaj. Potarłam nerwowo swoje uda i dalej wpatrywałam się w przestrzeń przede mną, jednak chłopak nie pozwolił moim myślom odpłynąć na niebezpieczne tory.
- Jak i w ciągu kilku następnych dni, dobrze się rozgrzej, bo będzie to twój najcięższy trening. Właśnie... Więc oficjalnie jesteś z Bieberem?
Obrzuciłam chłopaka surowym spojrzeniem, ponieważ działało mi to na nerwy. Wiedział, że miałam do niego przyjacielski stosunek, jednak nie mógł się pogodzić z faktem, że to nie on mi się podoba. Robiło się to z każdym dniem bardziej irytujące.
- Nie, nie Justin nie jest moi... - zaczęłam, lecz wtedy przez ułamek sekundy śmignął przed moją twarzą Justin, a jego usta natarły na moje. Nie odwzajemniłam pocałunku, bo wiedziałam, dlaczego akurat teraz mnie pocałował, ale też się nie odsunęłam. Chłopak mruknął niezadowolony, odrywając się i spojrzał na Dana przez ramię.
- Mówiłeś coś? - Uniósł brwi arogancko, po czym wywrócił oczami, ciągnąc mnie za dłoń na bok boiska. Zacisnęłam usta.
- Nie podoba mi się to, rozumiesz? - rzuciłam od razu, obserwując jak chłopak układa swoje niesforne włosy, a potem wsunął dłonie do kieszeni sportowych spodenek. Obydwoje zerknęliśmy na Dana, którego wzrok nie opuszczał naszych postaci. - Mam dość waszej relacji. Mam gdzieś, to co ukrywacie, jednak pragnę cię uświadomić, że nie musisz mnie całować na pokaz przy wszystkich. Nie jestem na twoje zawołanie, Justin. - Przyłożyłam palec do jego klatki piersiowej, szturchając go lekko.
- Nic nie ukrywam przed tobą. Nie mógłbym, Liz. I wcale nie traktuję cię, jak zabawkę, chcę tylko pokazać mu jego miejsce. - Pokręcił głową, przyciągając mnie do siebie po raz kolejny tego dnia, a ja już się nie opierałam, tylko wtuliłam w jego ramiona, przymykając oczy. Czułam jak słońce drażni moje plecy.
- Nie chcę, abyś ćwiczył z Olivią.
- A ja nie chcę, abyś ćwiczyła z tym skurwielem. Ale Craig się nie zgadza na zmianę. Po Miami już i tak nie będę w tej drużynie jak większość osób, więc wytrzymaj tylko kilka dni. - Jego niski głos wdarł mi się do ucha, a ja tylko przytaknęłam, całując go w ramię, następnie odchodząc w kierunku Dana i gdy tylko trener nadszedł, rozpoczęliśmy trening.
Po prawie dwóch godzinach mogłam śmiało stwierdzić, że był to najgorszy trening ze wszystkich, jakie dotąd miałam lub obserwowałam. Craig nie odpuszczał nam i nie pozwalał się obijać, a cheerleaderki musiały robić tyle samo ćwiczeń, co chłopcy, co było przesadą. Miałam dość gwizdków, które rozlegały się co kilka minut, gdy ktoś źle wykonywał ćwiczenie i dostawał za to niezły opieprz. Oberwało się również i mnie, gdy zastosowałam złą technikę skoku. Jedyną chwilą, gdy mogłam odpocząć, była ta, gdzie cheerleaderki robiły, jako ciężar. Znajdowałam się na ramionach Dana, kiedy wykonywał przysiady i wiedziałam, że nie idzie mu tak łatwo, jak szło to kapitanowi. Zacisnęłam zęby, widząc jak dziewczyna dotyka jego ramion i wzniosłam oczy ku górze. Nienawidziłam jej całym swoim sercem, ale ciągle bałam się, że Jus ma do niej słabość i mogłoby coś go nadal z nią łączyć, mimo że aktualnie to on kręci ze mną.
Zeskoczyłam zgrabnie z ramion Dana, przechodząc do kolejnego ćwiczenia. Obserwowałam w międzyczasie jak Rose mało co nie mdleje i jej zawodnik idzie z nią do łazienki, a Justin wylewa na siebie całą butelkę wody. To było gorące, ale udawałam, że takie widoki to dla mnie codzienność.
- Jeśli wygramy w Miami... To będzie historyczne. A jeśli przegramy, a o tym nie ma mowy - każdy składa się na whisky dla mnie - zagrzmiał trener zdenerwowany i podszedł do wszystkich, stając praktycznie po środku. Mój wzrok zetknął się z Olivią, która posłała mi tylko zadowolone spojrzenie, gdy jej dłonie przesuwały się po mięśniach chłopaka, który nie mógł nic na to poradzić, gdyż dalej wykonywał przysiady. - Każdy z osobna ma przykładać się do czwartku na treningach, jak i w domu. Droga do Miami znajmuje cholernie długo, więc lecimy samolotem, bilety są opłacone przez szkołę. Macie być zdrowi i w pełni sił. Zobaczymy się jutro o 20 tutaj. A teraz idźcie już do domu.
~ jeśli przeczytałaś, skomentuj

                         

#project98ff
bieburtay
dostałam tytuł najgorszego autora roku, wiem
jeśli macie jakieś pytania o rozdziale, bohaterach, ff, piszcie na ask.fm/ihoransome. Postaram być się tam częściej!
to rozdziały przejściowe, mogą być nudne dla was, za co przepraszam.
mały spojler - w następnym rozdziale będzie już wylot do Miami etc ;-)

7 komentarzy:

  1. Aaaaa! Nie moge się doczekać następnego, jesteś genialna❤

    OdpowiedzUsuń
  2. Jak ta cała Olivia mnie denerwuje -.- Jak dobrze że Justin kręci z Lizzie ^^ Tak miło się czyta momenty tej dwójki ;) Uwielbiam tę parę ♡ Rozdział cudo ♡ Czekam na nn♡

    OdpowiedzUsuń
  3. Zdziwilo mnie to podejscie nauczycielki do tego ze uczniowie lubia jak komus nie wychodzi etc..
    rozdzial bardzo fajny <3 jezu myslalam ze nie wytrzymam i codziennie sprawdzalam czy jest nowy

    OdpowiedzUsuń
  4. świetny rozdział. Życzę dalszej weny;*

    OdpowiedzUsuń
  5. Aaaaaa ale się niecierpliwie już na kolejne xd hahahha sprawdzam codziennie tak wciąga ta historia

    OdpowiedzUsuń
  6. Coraz bardziej boję się tego, że Lizzie będzie naprawdę skrzywdzona przez Justina. Obym się myliła.

    OdpowiedzUsuń