- Sama nie wiem - mruknęłam cicho pod nosem do swojego odbicia w lustrze, dłońmi nerwowo przygładzając błękitną sukienkę na swoim ciele. Przechyliłam odrobinę głowę w bok, mrużąc jednocześnie oczy i starałam się określić, czy na pewno wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Według własnej opinii wyglądałam w porządku, nie byłam przesadnie wystrojona, ani nie miałam tony makijażu na swojej twarzy. Docisnęłam jeszcze srebrzyste wsuwki na moich jasnych włosach, aby kosmyki nie przeszkadzały mi na uroczystości, po czym słysząc swoje imię na dole domu, chwyciłam małą torebkę na łańcuszku i zeszłam po schodach na parter. Moje obcasy stukały z każdym krokiem, co mnie z lekka irytowało, a torebka zsuwała się z ramienia, aż postanowiłam ją trzymać w ręku.
- Ta sukienka wygląda na tobie cudownie! - Pisk Abigail dotarł do moich uszu, a grymas pojawił się mimowolnie na mojej twarzy, gdy dostrzegłam jak razem z Davidem przesuwa wzrokiem po mojej osobie. Zawsze to mnie krępowało, więc tylko uśmiechnęłam się krzywo i rzuciłam bratu kluczyki, których gorączkowo szukał. Ignorowałam pośpieszanie mnie przez Davida, trochę się stresując dzisiejszym dniem, gdyż spory czas nie widziałam swoich rodziców ani dalszej rodziny, która nie rozumiała, jak mogłam dostać zgodę, aby zamieszkać ze swoim bratem, który jeszcze nie stanął do końca na swoich nogach. Wiedziałam, że z pewnością nie obejdzie się bez komentarzy na ten temat.
Kiedy znalazłam się w samochodzie, mogłam dopiero teraz dokładniej przyjrzeć się parze, którą byłam w stanie zobaczyć w lusterkach, choć wymagało to chwilami gimnastyki. Sukienka Abby była delikatna i zwiewna, miała pudrowy kolor, sięgała jej przed kolano. Sam fakt, że dziewczyna była naprawdę piękna, sprawiał, że wygląda w tej sukience jakby to ona miała być najważniejszą osobą na weselu. Wbiłam boleśnie zęby w dolną wargę, aby nie porównywać Abigail do swojej osoby, gdyż nie miałam dziś ochoty psuć sobie nastroju przez kompleksy, które towarzyszyły mi nieustannie. Odwróciłam spojrzenie swoich tęczówek na starszego brata, który był niezaprzeczalnie przystojny. Pamiętam, gdy byłam młodsza, a wszystkie moje koleżanki piszczały na jego widok i przychodziły do mnie z byle pretekstu, a w rzeczywistości chciały w spokoju obserwować Davida. Zawsze mi to imponowało, chociaż teraz z upływem czasu wydaje mi się to idiotyczne.
Wiedziałam, że droga na miejsce zajmie nam kilka godzin, co nie było zbyt satysfakcjującą myślą, ale nie miałam innego wyboru, niż to po prostu znieść. Całą drogę się wierciłam w miejscu, gdy mięśnie zaczynały mnie boleć od jednej pozycji; co jakiś czas wtrącałam się do konwersacji między Davidem a jego dziewczyną, jednak nie pozwalało mi to przestać myśleć o uroczystości, jaka mnie czeka. Dla zwykłych osób jest to ciężko zrozumieć, że stresowałam się zwykłym spotkaniem swoich rodziców i reszty rodziny, pomimo tego jak bardzo za nimi tęskniłam. Po części było mi przykro, że nie mogłam pojechać z Danem na wesele, gdyż naprawdę go lubiłam, ale po tym wszystkim, co ostatnio się działo, nie mogłam sobie na to pozwolić. Dodatkowo mógłby źle zinterpretować nasze wyjście, więc starałam się myśleć, że postąpiłam dobrze, iż idę sama na ślub Asian i Patricka.
Dotarliśmy na miejsce krótko przed ustaloną godziną ceremonii ślubu, więc wysiadłam z samochodu, nieustannie poganiana przez swojego starszego brata. Poprawiłam ramiączka swojej sukienki, rozchylając odrobinę wargi, gdy z daleka dostrzegłam, w jakim miejscu rozpocznie się ślub. Ku mojemu zdziwieniu, nie był to wcale kościół, ale wszystko miało się obyć na zewnątrz, niedaleko plaży. Mnóstwo białych krzesełek zostało równiutko ustawione w rzędach, a na samym środku były wysypane białe płatki róż. Dróżka ta prowadziła do ogromnego łuku, który również był wypełnieniony przepięknymi kwiatami. Dostrzegłam miejsce dla księdza i inne rzeczy specjalnie przygotowane na tę okazję, co znaczyło, że przyjechaliśmy w samą porę i powinniśmy zająć swoje miejsca. Czułam jak słońce przyjemnie oddziaływało na moją nagą skórę na plecach, kiedy kierowałam się do wolnego rzędu po lewej stronie. Niestety obok mnie były zajęte miejsca, więc David i Abby usiedli poza polem mojego widzenia. Usiadłam na dość niewygodnym krzesełku, kładąc swoją torebkę na kolanach. Odruchowo posiadałam chęć sprawdzenia swojego telefonu i zrobiłam to, co było dobrym wyborem, bo przypomniało mi się, aby wyciszyć urządzenie. Rozglądałam się dyskretnie za swoją bliższą rodziną, dostrzegając moich kuzynów i ciotki, lecz swoich rodziców jeszcze nie zauważyłam, jednak zostało za mało czasu do rozpoczęcia ceremonii ślubu, abym spokojnie mogła ich poszukać.
Podekscytowanie wśród gości było wyraźnie słyszalne; każdy wypowiadał swoje opinie wobec panny młodej i jej wybranka oraz całokształtu zorganizowania przyjęcia. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że mi również się nie podobało, miałam słabość do ślubów, które odbywały się w plenerze. Zagryzłam wargę, kiedy usłyszałam słynną muzykę, która towarzyszyła Asian i jej tacie, którzy kroczyli przed siebie przez drogę usypaną płatkami kwiatów. Wpatrywałam się w swoją ciemnowłosą kuzynkę, która wyglądała tak przepięknie, że zaparło mi dech w piersiach. Nie oderwałam wzroku od jej osoby, dopóki nie zdałam spbie sprawy, że minęła połowa ceremomii. Kobieta obok mnie nieznośnie szlochała w chusteczkę. Starałam się to ignorować i skupić na Patricku i Asian. Przysięgam, że wzruszyłam się w chwili, gdy ksiądz ostatecznie udzielił im ślubu, a chłopak pocałował swoją wybrankę. Jestem zdecydowanie za wrażliwa na takie widoki. Wstałam wraz z wszystkimi, czując jak moje nogi w końcu doznają krzty ulgi i zaklaskałam, gdy inni to zrobili.
Nastąpiło zamieszanie w chwili, gdy para musiała na krótki czas iść robić zdjęcia, a każdy ruszył do namiotu kilkadziesiąt metrów dalej, lecz dla mnie w tamtej chwili było najważniejsze, aby odnaleźć Davida, który stał z rodzicami.
- Lizzie! - Radosny głos mamy przedarł się między ludźmi, a ja poczułam jak uśmiech na mojej twarzy się zdecydowanie poszerza. Szybkim krokiem ruszyłam do nich, aż na sam koniec odrobinę pobiegłam i bardzo mocno uściskałam swoją rodzicielkę, za którą tęskniłam najbardziej.
- Mamo - wymamrotałam cicho na przywitanie, czując jak zakręcony kosmyk włosów opada mi na twarz, więc niezgrabnie go odgarnęłam, nie chcąc się odrywać od kobiety, jednak wiedziałam, że tatę również muszę powitać.
- Pięknie wyglądasz, córko - Tata jak zwykle nie pozwolił sobie na wyrażenie emocji w głosie i przytulił mnie dosyć sztywno. Wymusiłam się na uśmiech i odsunęłam się od ojca, spoglądając na Davida, któremu wyraźnie było przykro z powodu zachowania naszego ojca, który przez tyle lat pracy w policji, zapominał, że jesteśmy jego dziećmi i warto czasami pokazać nam jakieś uczucia. Jednak byłam do tego przyzwyczajona, że po upływie czasu nie robiło to na mnie większego wrażenia. Odwróciłam wzrok na mamę, której łzy wzruszenia błądziły w kącikach oczu. Poczułam jak nagle znowu mnie dusi w żelaznym uścisku. Zaśmiałam się cicho.
- Mamo, też tęskniłam, ale zaraz pozbawisz mnie tlenu, który może nie wiesz, ale jest mi niezbędny do życia - zażartowałam, chcąc jakoś rozluźnić atmosferę i chyba mi się udało, gdyż poczułam, jak mnie puszcza, zaczynając gładzić mnie po włosach.
- Minęło kilka miesięcy, a jednak wyglądasz inaczej - stwierdziła kobieta, uśmiechając się ciepło, podczas gdy ojciec witał się z innymi gośćmi.
- Miłość tak na nią działa - specjalnie wtrącił David, a ja zdezorientowana, jak i zdenerwowana spojrzałam na swojego brata, nie wiedząc o co mu chodzi, ale za to byłam pewna, że to z powoduje masę pytań od strony mojej mamy.
- Więc to jednak prawda? - pisnęła kobieta wesoło, łapiąc mnie za dłonie, a moje brwi samoistnie ściagnęły się do dołu, gdyż zaczynałam gubić się w tym wszystkim. Nie wiedziałam, co wymyślił sobie mój starszy brat, któremu fałszywy uśmiech nie schodził z twarzy. - Ty i ten młodzieniec Justin?
- Co?
- Wiedziałam, że David nie kłamie! Ale nie ukrywam, Lizzie, że jestem bardzo zadowolona, znałam matkę tego chłopca przelotnie, ale wiem, że była w porządku kobietą. W dodatku pasujecie do siebie, jej syn jest naprawdę przystojny... Gdybym była tylko dwadzieścia lat młodsza...Czy będę dziś miała przyjemność poznać twojego chłopaka? - Potók słów wydostał się z ust matki, a ja miałam wrażenie, że nigdy się nie zakończy. Cicho jęknęłam, kompletnie skołowana i prędko potrząsnęłam głową.
- Nie! Mamo, już ci mówiłam, że.. - zaczęłam, ale nie było mi dane skończyć, gdy zorientowałam się, iż wszyscy goście ruszyli do ogromnego namiotu, gdzie było zorganizowane wesele. Przerwałam rozmowę, mamrocząc pod nosem "świetnie" i minęłam kilka stolików, które również znajdowały się na zewnątrz. Dzięki przestronności namiotu, mogłam swobodnie się poruszać i pożegnać swoją mamę, aby spróbować odnaleźć swoje wyznaczone miejsce. Było to proste z tego powodu, że prawie każdy był już prawidłowo usadzony, więc wkrótce i ja znalazłam swoje imię i nazwisko na krzesełku. Nie byłam jednak taka zadowolona, gdy zauważyłam, że naprzeciw mnie siedzi moja znielubiana przeze mnie kuzynka, dwójka nieznanych mi osób oraz sąsiad, który kiedyś mieszkał niedaleko nas. Wiedziałam, że niedługo zaczną się przemówienia, więc przywitałam się i trzymając kurczowo torebkę na swoich kolanach, upiłam łyka soku, odwracając się, aby móc dostrzec ojca panny młodej, który wszedł na podwyższony parkiet, gdzie zwrócił na siebie uwagę i zaczął długą przemowę. Miałam wrażenie, że trwało to całą godzinę, dopóki David nie wszedł i zaczął rozbawiać wszystkich swoją przemową. Kiedy znowu się odwróciłam i uniosłam szklankę do ust, pewien głos przy mikrofonie sprawił, że zakrztusiłam się substancją w swoich ustach.
- Matko boska, ledwo co przybyłem na czas! - Rozbawiony, ochrypły głos rozległ się po całym namiocie w akompaniamencie śmiechu zgromadzonych osób, a ja kaszląc, odwróciłam się z niedowierzaniem, aby utwierdzić się, że Justin pojawił się na weselu, a co więcej - postanawia wygłosić przemowę dla pary, którą pierwszy raz widzi na oczy. Miałam wrażenie, że to kiepski żart. Chłopak grzeszył swoją atrakcyjnością, to z pewnością. Jego włosy były idealnie podniesione do góry, a garnitur jeszcze bardziej podkreślał jego wysportowaną sylwetkę. Nawet z takiej odległości widziałam, że nie ma kolczyka w swojej dolnej wardze, przez co wyglądał łagodniej i pogodniej. Zmarszczyłam brwi, gdy zobaczyłam, że kolor krawatu Justina jest identycznego koloru co moja sukienka. - Pamiętam Asian, kiedy jeszcze byłem dzieckiem... Od zawsze posiadała tyle adoratorów, wysportowana, piękna i inteligentna - westchnął teatralnie, przeczesując palcami swoje włosy, a ruchem dłoni zamieszał alkohol znajdujący się w jego kieliszku. Byłam zaszokowana tym, że zaczyna opowiadać historię, która nigdy nie miała miejsca, gdyż nawet nie znał mojej kuzynki. - Miałem bardzo dobry kontakt z Asian od małego, kiedy podrastałem, byłem zazdrosny, że spędza czas z jakimiś chłopakami, zamiast swoim najlepszym sąsiadem. Tak, Patrick, mówię o tobie - zaśmiał się, wskazując głową na pana młodego, a ja nie mogłam powstrzymać się od śmiechu, słysząc, jakie głupoty opowiadał, a każdy zdawał się mu wierzyć. - Pamiętasz jak pewnego dnia nie mogłeś pojechać na ważny mecz koszykówki, gdyż nie miałeś czym dojechać? Przyznaję się, to ja przebiłem ci opony w rowerze. Koleś, byłem tylko zazdrosny! Wracając do tematu.. Pewnego dnia miałem naprawdę dość. Asian była dla mnie jak starsza siostra i spędzała ze mną coraz mniej czasu. Poszedłem do szklarni swojej matki i zamknąłem się w niej, płacząc jak mała beksa. - W namiocie śmiechy ucichły, a każdy uważnie słuchał przemowy Justina. - Jednak ona wiedziała, gdzie mnie szukać. Nie chciałem z nią rozmawiać, byłem rozkapryszonym dzieciakiem, nie przyjmowałem do myśli, że Asian wybrała Patricka, który nie miał życia usłanego różami i często zachowywał się jak gnojek w stosunku do niej. Ale wiecie co mi wtedy powiedziała? Ci których najtrudniej kochać, najbardziej potrzebują naszej miłości. I wtedy zrozumiałem, że Patrick potrzebował miłości Asian, aby stać się takim człowiekiem, jakim jest teraz. Wasze zdrowe - zakończył śmiertelnie poważnym głosem, a ja usłyszałam łkanie mojej kuzynki obok, jak i kilku starszych kobiet, wzruszonych wypowiedzią Justina. Rozległy się gromkie oklaski, a chłopak z uśmiechem zszedł z podestu, odnajdując mnie od razi wzrokiem. Dopiero wtedy oprzytomniałam, że wcale nie powinien znaleźć się na weselu i jakim prawem tu przebywa. Próbując pozbyć się już resztek rozbawienia, odłożyłam sok na stolik, unosząc brwi.
- Wzruszająca przemowa - zaszlochała Megan do Justina, a na jego twarzy uformował się firmowy uśmiech, który z pewnością potrafił powalić na kolana
- Chciałem się tylko podzielić ze wszystkimi tym, jaka wspaniała jest Asian - odparł skromnym głosem, odwracając wzrok na moją osobę i w ułamku sekundy poczułam jego miękkie usta na swoim policzku. Gardło podeszło mi do gardła. Nie chciałam robić mu sceny przy ludziach, więc obserwowałam jak odsuwa krzesło obok mnie do tyłu, a ja dopiero wtedy zauważyłam napis Justin Bieber. To znaczy, że to wszystko było zaplanowane?
Pokręciłam głową sama do siebie, zdezorientowana i zerknęłam na pierwszy taniec pary młodej, następnie nakładając sobie niewielką ilość jedzenia na talerz.
- Jak się czujesz, kochanie?
- Słucham? - wydusiłam z siebie, słysząc pytanie Justina, nie mogąc uwierzyć w to, jak mnie nazwał. Odłożyłam widelec na talerz, widząc jak osoby przy stoliku przestały rozmawiać i zwróciły na nas uwagę.
- To wy jesteście razem? - wtrąciła Megan, a zanim zdążyłam odpowiedzieć, ramię kapitana naszej szkolnej drużyny objęło moje ciało.
Rozważałam wszelkie sposoby zamordowania osobnika, który znajdował się obok mnie.
- Tak, od całkiem niedawna, ale to się nie liczy - powiedział z uśmiechem na twarzy, a ja otworzyłam usta zaskoczona jego odpowiedzią. Nie wiedziałam dlaczego kłamie i z jakiego powodu moja mama też uważa nas za parę, ale ostatnio wszystko dotyczące Justina było skomplikowane, więc nie była to zbytnia nowość. Sięgnęłam dłonią pod stół i uszczypnęłam Biebera w udo. Szarpnął nogą na niespodziewany ból, a ja fałszywie się uśmiechnęłam.
- Przepraszamy na chwilę. - Chwyciłam chłopaka za ramię, a torebkę zostawiłam na swoim miejscu, starając się nie wyglądać podejrzanie. Czułam na nas wzrok swojej mamy i Davida, który prawdopodobnie coś o nas mówił, gdyż nie odrywali wzroku od naszych osób. Serce biło mi odrobinę szybciej niż zwykle, kiedy prowadziłam nastolatka w miejsce, gdzie byliśmy bardziej oddaleni od przyjęcia, jednak bliżej tańczących par. - Co ty wyprawiasz, Justin? - krzyczałam na chłopaka szeptem, chcąc go zganić za swoje zachowanie i jednocześnie zrzuciłam jego rekę która była na tyle nisko moich pleców, że prawie czułam ją na pośladkach.
Justin spojrzał na mnie rozbawiony i rozluźnił krawat przy swojej szyi.
- I tak będziemy razem prędzej czy pózniej, więc co za różnica?
- Jak możesz tak mówić? - spytałam z niedowerzaniem, jednak i rozbawieniem w głosie mimo wszystko. - I skąd ten kolor krawatu? - Chwyciłam między palce jego krawat, mrużąc oczy i pociągnęłam lekko za niego, na co usłyszałam tylko zachrypnięty śmiech.
- Jazzy.
- A jakim cudem znalazłeś się tutaj?
- David - odrzekł krótko, wyraźnie zadowolony z siebie, a ja rozchyliłam usta, patrząc na niego. Miałam jeszcze wiele pytań, po co, dlaczego, kiedy, gdzie i jak, ale wiedziałam, że i tak mi to nic nie da. Muszę przyznać, że sprytny to on z pewnością jest.
Odsunęłam się odrobinę do tyłu, przegarniając palcami swoje jasne włosy i przez ramię spojrzałam na stolik swojej rodziny. Ignorowałam szybkie bicie mojego serca. Nie pytajcie mnie o przyczynę.
- Nieważne. Zaraz pójdę wszystko odkręcić.
Poczułam ciepłą dłoń kapitana na swojej ręce, kiedy chciałam się odwrócić, aby ruszyć w kierunku swojej mamy. Wstrzymałam oddech i spojrzałam pytająco na jego osobę. Mimo jak bardzo powinnam być na niego zła - nie byłam nawet e najmniejszym stopniu. Można powiedzieć, że sytuacja bardziej mnie bawiła.
- Nie chcesz zasmucić swojej mamy, widziałaś jaka jest zadowolona, gdy myśli, że jesteśmy razem? - spytał, a ja zagryzłam wnętrze policzka, wahając się nad odpowiedzią. Może rzeczywiście powinnam powiedzieć jej o tym dopiero jutro, a nie komplikować wszystkiego dzisiejszego dnia?
Powoli pokręciłam głową z opuszczonym wzrokiem na znak, że przyznaję rację dla szkolnego piłkarza. Poczułam jak tym razem jego dłoń zsuwa się z mojego ramienia na dłoń i powoli splata swoje palce z moimi. Oddech uwiązł mi w gardle, kiedy następnie usłyszałam jego niski głos z nutą zadziorności.
- Więc chyba nie odmówisz swojemu chłopakowi zatańczyć z nim?
- Ta sukienka wygląda na tobie cudownie! - Pisk Abigail dotarł do moich uszu, a grymas pojawił się mimowolnie na mojej twarzy, gdy dostrzegłam jak razem z Davidem przesuwa wzrokiem po mojej osobie. Zawsze to mnie krępowało, więc tylko uśmiechnęłam się krzywo i rzuciłam bratu kluczyki, których gorączkowo szukał. Ignorowałam pośpieszanie mnie przez Davida, trochę się stresując dzisiejszym dniem, gdyż spory czas nie widziałam swoich rodziców ani dalszej rodziny, która nie rozumiała, jak mogłam dostać zgodę, aby zamieszkać ze swoim bratem, który jeszcze nie stanął do końca na swoich nogach. Wiedziałam, że z pewnością nie obejdzie się bez komentarzy na ten temat.
Kiedy znalazłam się w samochodzie, mogłam dopiero teraz dokładniej przyjrzeć się parze, którą byłam w stanie zobaczyć w lusterkach, choć wymagało to chwilami gimnastyki. Sukienka Abby była delikatna i zwiewna, miała pudrowy kolor, sięgała jej przed kolano. Sam fakt, że dziewczyna była naprawdę piękna, sprawiał, że wygląda w tej sukience jakby to ona miała być najważniejszą osobą na weselu. Wbiłam boleśnie zęby w dolną wargę, aby nie porównywać Abigail do swojej osoby, gdyż nie miałam dziś ochoty psuć sobie nastroju przez kompleksy, które towarzyszyły mi nieustannie. Odwróciłam spojrzenie swoich tęczówek na starszego brata, który był niezaprzeczalnie przystojny. Pamiętam, gdy byłam młodsza, a wszystkie moje koleżanki piszczały na jego widok i przychodziły do mnie z byle pretekstu, a w rzeczywistości chciały w spokoju obserwować Davida. Zawsze mi to imponowało, chociaż teraz z upływem czasu wydaje mi się to idiotyczne.
Wiedziałam, że droga na miejsce zajmie nam kilka godzin, co nie było zbyt satysfakcjującą myślą, ale nie miałam innego wyboru, niż to po prostu znieść. Całą drogę się wierciłam w miejscu, gdy mięśnie zaczynały mnie boleć od jednej pozycji; co jakiś czas wtrącałam się do konwersacji między Davidem a jego dziewczyną, jednak nie pozwalało mi to przestać myśleć o uroczystości, jaka mnie czeka. Dla zwykłych osób jest to ciężko zrozumieć, że stresowałam się zwykłym spotkaniem swoich rodziców i reszty rodziny, pomimo tego jak bardzo za nimi tęskniłam. Po części było mi przykro, że nie mogłam pojechać z Danem na wesele, gdyż naprawdę go lubiłam, ale po tym wszystkim, co ostatnio się działo, nie mogłam sobie na to pozwolić. Dodatkowo mógłby źle zinterpretować nasze wyjście, więc starałam się myśleć, że postąpiłam dobrze, iż idę sama na ślub Asian i Patricka.
Dotarliśmy na miejsce krótko przed ustaloną godziną ceremonii ślubu, więc wysiadłam z samochodu, nieustannie poganiana przez swojego starszego brata. Poprawiłam ramiączka swojej sukienki, rozchylając odrobinę wargi, gdy z daleka dostrzegłam, w jakim miejscu rozpocznie się ślub. Ku mojemu zdziwieniu, nie był to wcale kościół, ale wszystko miało się obyć na zewnątrz, niedaleko plaży. Mnóstwo białych krzesełek zostało równiutko ustawione w rzędach, a na samym środku były wysypane białe płatki róż. Dróżka ta prowadziła do ogromnego łuku, który również był wypełnieniony przepięknymi kwiatami. Dostrzegłam miejsce dla księdza i inne rzeczy specjalnie przygotowane na tę okazję, co znaczyło, że przyjechaliśmy w samą porę i powinniśmy zająć swoje miejsca. Czułam jak słońce przyjemnie oddziaływało na moją nagą skórę na plecach, kiedy kierowałam się do wolnego rzędu po lewej stronie. Niestety obok mnie były zajęte miejsca, więc David i Abby usiedli poza polem mojego widzenia. Usiadłam na dość niewygodnym krzesełku, kładąc swoją torebkę na kolanach. Odruchowo posiadałam chęć sprawdzenia swojego telefonu i zrobiłam to, co było dobrym wyborem, bo przypomniało mi się, aby wyciszyć urządzenie. Rozglądałam się dyskretnie za swoją bliższą rodziną, dostrzegając moich kuzynów i ciotki, lecz swoich rodziców jeszcze nie zauważyłam, jednak zostało za mało czasu do rozpoczęcia ceremonii ślubu, abym spokojnie mogła ich poszukać.
Podekscytowanie wśród gości było wyraźnie słyszalne; każdy wypowiadał swoje opinie wobec panny młodej i jej wybranka oraz całokształtu zorganizowania przyjęcia. Skłamałabym, gdybym powiedziała, że mi również się nie podobało, miałam słabość do ślubów, które odbywały się w plenerze. Zagryzłam wargę, kiedy usłyszałam słynną muzykę, która towarzyszyła Asian i jej tacie, którzy kroczyli przed siebie przez drogę usypaną płatkami kwiatów. Wpatrywałam się w swoją ciemnowłosą kuzynkę, która wyglądała tak przepięknie, że zaparło mi dech w piersiach. Nie oderwałam wzroku od jej osoby, dopóki nie zdałam spbie sprawy, że minęła połowa ceremomii. Kobieta obok mnie nieznośnie szlochała w chusteczkę. Starałam się to ignorować i skupić na Patricku i Asian. Przysięgam, że wzruszyłam się w chwili, gdy ksiądz ostatecznie udzielił im ślubu, a chłopak pocałował swoją wybrankę. Jestem zdecydowanie za wrażliwa na takie widoki. Wstałam wraz z wszystkimi, czując jak moje nogi w końcu doznają krzty ulgi i zaklaskałam, gdy inni to zrobili.
Nastąpiło zamieszanie w chwili, gdy para musiała na krótki czas iść robić zdjęcia, a każdy ruszył do namiotu kilkadziesiąt metrów dalej, lecz dla mnie w tamtej chwili było najważniejsze, aby odnaleźć Davida, który stał z rodzicami.
- Lizzie! - Radosny głos mamy przedarł się między ludźmi, a ja poczułam jak uśmiech na mojej twarzy się zdecydowanie poszerza. Szybkim krokiem ruszyłam do nich, aż na sam koniec odrobinę pobiegłam i bardzo mocno uściskałam swoją rodzicielkę, za którą tęskniłam najbardziej.
- Mamo - wymamrotałam cicho na przywitanie, czując jak zakręcony kosmyk włosów opada mi na twarz, więc niezgrabnie go odgarnęłam, nie chcąc się odrywać od kobiety, jednak wiedziałam, że tatę również muszę powitać.
- Pięknie wyglądasz, córko - Tata jak zwykle nie pozwolił sobie na wyrażenie emocji w głosie i przytulił mnie dosyć sztywno. Wymusiłam się na uśmiech i odsunęłam się od ojca, spoglądając na Davida, któremu wyraźnie było przykro z powodu zachowania naszego ojca, który przez tyle lat pracy w policji, zapominał, że jesteśmy jego dziećmi i warto czasami pokazać nam jakieś uczucia. Jednak byłam do tego przyzwyczajona, że po upływie czasu nie robiło to na mnie większego wrażenia. Odwróciłam wzrok na mamę, której łzy wzruszenia błądziły w kącikach oczu. Poczułam jak nagle znowu mnie dusi w żelaznym uścisku. Zaśmiałam się cicho.
- Mamo, też tęskniłam, ale zaraz pozbawisz mnie tlenu, który może nie wiesz, ale jest mi niezbędny do życia - zażartowałam, chcąc jakoś rozluźnić atmosferę i chyba mi się udało, gdyż poczułam, jak mnie puszcza, zaczynając gładzić mnie po włosach.
- Minęło kilka miesięcy, a jednak wyglądasz inaczej - stwierdziła kobieta, uśmiechając się ciepło, podczas gdy ojciec witał się z innymi gośćmi.
- Miłość tak na nią działa - specjalnie wtrącił David, a ja zdezorientowana, jak i zdenerwowana spojrzałam na swojego brata, nie wiedząc o co mu chodzi, ale za to byłam pewna, że to z powoduje masę pytań od strony mojej mamy.
- Więc to jednak prawda? - pisnęła kobieta wesoło, łapiąc mnie za dłonie, a moje brwi samoistnie ściagnęły się do dołu, gdyż zaczynałam gubić się w tym wszystkim. Nie wiedziałam, co wymyślił sobie mój starszy brat, któremu fałszywy uśmiech nie schodził z twarzy. - Ty i ten młodzieniec Justin?
- Co?
- Wiedziałam, że David nie kłamie! Ale nie ukrywam, Lizzie, że jestem bardzo zadowolona, znałam matkę tego chłopca przelotnie, ale wiem, że była w porządku kobietą. W dodatku pasujecie do siebie, jej syn jest naprawdę przystojny... Gdybym była tylko dwadzieścia lat młodsza...Czy będę dziś miała przyjemność poznać twojego chłopaka? - Potók słów wydostał się z ust matki, a ja miałam wrażenie, że nigdy się nie zakończy. Cicho jęknęłam, kompletnie skołowana i prędko potrząsnęłam głową.
- Nie! Mamo, już ci mówiłam, że.. - zaczęłam, ale nie było mi dane skończyć, gdy zorientowałam się, iż wszyscy goście ruszyli do ogromnego namiotu, gdzie było zorganizowane wesele. Przerwałam rozmowę, mamrocząc pod nosem "świetnie" i minęłam kilka stolików, które również znajdowały się na zewnątrz. Dzięki przestronności namiotu, mogłam swobodnie się poruszać i pożegnać swoją mamę, aby spróbować odnaleźć swoje wyznaczone miejsce. Było to proste z tego powodu, że prawie każdy był już prawidłowo usadzony, więc wkrótce i ja znalazłam swoje imię i nazwisko na krzesełku. Nie byłam jednak taka zadowolona, gdy zauważyłam, że naprzeciw mnie siedzi moja znielubiana przeze mnie kuzynka, dwójka nieznanych mi osób oraz sąsiad, który kiedyś mieszkał niedaleko nas. Wiedziałam, że niedługo zaczną się przemówienia, więc przywitałam się i trzymając kurczowo torebkę na swoich kolanach, upiłam łyka soku, odwracając się, aby móc dostrzec ojca panny młodej, który wszedł na podwyższony parkiet, gdzie zwrócił na siebie uwagę i zaczął długą przemowę. Miałam wrażenie, że trwało to całą godzinę, dopóki David nie wszedł i zaczął rozbawiać wszystkich swoją przemową. Kiedy znowu się odwróciłam i uniosłam szklankę do ust, pewien głos przy mikrofonie sprawił, że zakrztusiłam się substancją w swoich ustach.
- Matko boska, ledwo co przybyłem na czas! - Rozbawiony, ochrypły głos rozległ się po całym namiocie w akompaniamencie śmiechu zgromadzonych osób, a ja kaszląc, odwróciłam się z niedowierzaniem, aby utwierdzić się, że Justin pojawił się na weselu, a co więcej - postanawia wygłosić przemowę dla pary, którą pierwszy raz widzi na oczy. Miałam wrażenie, że to kiepski żart. Chłopak grzeszył swoją atrakcyjnością, to z pewnością. Jego włosy były idealnie podniesione do góry, a garnitur jeszcze bardziej podkreślał jego wysportowaną sylwetkę. Nawet z takiej odległości widziałam, że nie ma kolczyka w swojej dolnej wardze, przez co wyglądał łagodniej i pogodniej. Zmarszczyłam brwi, gdy zobaczyłam, że kolor krawatu Justina jest identycznego koloru co moja sukienka. - Pamiętam Asian, kiedy jeszcze byłem dzieckiem... Od zawsze posiadała tyle adoratorów, wysportowana, piękna i inteligentna - westchnął teatralnie, przeczesując palcami swoje włosy, a ruchem dłoni zamieszał alkohol znajdujący się w jego kieliszku. Byłam zaszokowana tym, że zaczyna opowiadać historię, która nigdy nie miała miejsca, gdyż nawet nie znał mojej kuzynki. - Miałem bardzo dobry kontakt z Asian od małego, kiedy podrastałem, byłem zazdrosny, że spędza czas z jakimiś chłopakami, zamiast swoim najlepszym sąsiadem. Tak, Patrick, mówię o tobie - zaśmiał się, wskazując głową na pana młodego, a ja nie mogłam powstrzymać się od śmiechu, słysząc, jakie głupoty opowiadał, a każdy zdawał się mu wierzyć. - Pamiętasz jak pewnego dnia nie mogłeś pojechać na ważny mecz koszykówki, gdyż nie miałeś czym dojechać? Przyznaję się, to ja przebiłem ci opony w rowerze. Koleś, byłem tylko zazdrosny! Wracając do tematu.. Pewnego dnia miałem naprawdę dość. Asian była dla mnie jak starsza siostra i spędzała ze mną coraz mniej czasu. Poszedłem do szklarni swojej matki i zamknąłem się w niej, płacząc jak mała beksa. - W namiocie śmiechy ucichły, a każdy uważnie słuchał przemowy Justina. - Jednak ona wiedziała, gdzie mnie szukać. Nie chciałem z nią rozmawiać, byłem rozkapryszonym dzieciakiem, nie przyjmowałem do myśli, że Asian wybrała Patricka, który nie miał życia usłanego różami i często zachowywał się jak gnojek w stosunku do niej. Ale wiecie co mi wtedy powiedziała? Ci których najtrudniej kochać, najbardziej potrzebują naszej miłości. I wtedy zrozumiałem, że Patrick potrzebował miłości Asian, aby stać się takim człowiekiem, jakim jest teraz. Wasze zdrowe - zakończył śmiertelnie poważnym głosem, a ja usłyszałam łkanie mojej kuzynki obok, jak i kilku starszych kobiet, wzruszonych wypowiedzią Justina. Rozległy się gromkie oklaski, a chłopak z uśmiechem zszedł z podestu, odnajdując mnie od razi wzrokiem. Dopiero wtedy oprzytomniałam, że wcale nie powinien znaleźć się na weselu i jakim prawem tu przebywa. Próbując pozbyć się już resztek rozbawienia, odłożyłam sok na stolik, unosząc brwi.
- Wzruszająca przemowa - zaszlochała Megan do Justina, a na jego twarzy uformował się firmowy uśmiech, który z pewnością potrafił powalić na kolana
- Chciałem się tylko podzielić ze wszystkimi tym, jaka wspaniała jest Asian - odparł skromnym głosem, odwracając wzrok na moją osobę i w ułamku sekundy poczułam jego miękkie usta na swoim policzku. Gardło podeszło mi do gardła. Nie chciałam robić mu sceny przy ludziach, więc obserwowałam jak odsuwa krzesło obok mnie do tyłu, a ja dopiero wtedy zauważyłam napis Justin Bieber. To znaczy, że to wszystko było zaplanowane?
Pokręciłam głową sama do siebie, zdezorientowana i zerknęłam na pierwszy taniec pary młodej, następnie nakładając sobie niewielką ilość jedzenia na talerz.
- Jak się czujesz, kochanie?
- Słucham? - wydusiłam z siebie, słysząc pytanie Justina, nie mogąc uwierzyć w to, jak mnie nazwał. Odłożyłam widelec na talerz, widząc jak osoby przy stoliku przestały rozmawiać i zwróciły na nas uwagę.
- To wy jesteście razem? - wtrąciła Megan, a zanim zdążyłam odpowiedzieć, ramię kapitana naszej szkolnej drużyny objęło moje ciało.
Rozważałam wszelkie sposoby zamordowania osobnika, który znajdował się obok mnie.
- Tak, od całkiem niedawna, ale to się nie liczy - powiedział z uśmiechem na twarzy, a ja otworzyłam usta zaskoczona jego odpowiedzią. Nie wiedziałam dlaczego kłamie i z jakiego powodu moja mama też uważa nas za parę, ale ostatnio wszystko dotyczące Justina było skomplikowane, więc nie była to zbytnia nowość. Sięgnęłam dłonią pod stół i uszczypnęłam Biebera w udo. Szarpnął nogą na niespodziewany ból, a ja fałszywie się uśmiechnęłam.
- Przepraszamy na chwilę. - Chwyciłam chłopaka za ramię, a torebkę zostawiłam na swoim miejscu, starając się nie wyglądać podejrzanie. Czułam na nas wzrok swojej mamy i Davida, który prawdopodobnie coś o nas mówił, gdyż nie odrywali wzroku od naszych osób. Serce biło mi odrobinę szybciej niż zwykle, kiedy prowadziłam nastolatka w miejsce, gdzie byliśmy bardziej oddaleni od przyjęcia, jednak bliżej tańczących par. - Co ty wyprawiasz, Justin? - krzyczałam na chłopaka szeptem, chcąc go zganić za swoje zachowanie i jednocześnie zrzuciłam jego rekę która była na tyle nisko moich pleców, że prawie czułam ją na pośladkach.
Justin spojrzał na mnie rozbawiony i rozluźnił krawat przy swojej szyi.
- I tak będziemy razem prędzej czy pózniej, więc co za różnica?
- Jak możesz tak mówić? - spytałam z niedowerzaniem, jednak i rozbawieniem w głosie mimo wszystko. - I skąd ten kolor krawatu? - Chwyciłam między palce jego krawat, mrużąc oczy i pociągnęłam lekko za niego, na co usłyszałam tylko zachrypnięty śmiech.
- Jazzy.
- A jakim cudem znalazłeś się tutaj?
- David - odrzekł krótko, wyraźnie zadowolony z siebie, a ja rozchyliłam usta, patrząc na niego. Miałam jeszcze wiele pytań, po co, dlaczego, kiedy, gdzie i jak, ale wiedziałam, że i tak mi to nic nie da. Muszę przyznać, że sprytny to on z pewnością jest.
Odsunęłam się odrobinę do tyłu, przegarniając palcami swoje jasne włosy i przez ramię spojrzałam na stolik swojej rodziny. Ignorowałam szybkie bicie mojego serca. Nie pytajcie mnie o przyczynę.
- Nieważne. Zaraz pójdę wszystko odkręcić.
Poczułam ciepłą dłoń kapitana na swojej ręce, kiedy chciałam się odwrócić, aby ruszyć w kierunku swojej mamy. Wstrzymałam oddech i spojrzałam pytająco na jego osobę. Mimo jak bardzo powinnam być na niego zła - nie byłam nawet e najmniejszym stopniu. Można powiedzieć, że sytuacja bardziej mnie bawiła.
- Nie chcesz zasmucić swojej mamy, widziałaś jaka jest zadowolona, gdy myśli, że jesteśmy razem? - spytał, a ja zagryzłam wnętrze policzka, wahając się nad odpowiedzią. Może rzeczywiście powinnam powiedzieć jej o tym dopiero jutro, a nie komplikować wszystkiego dzisiejszego dnia?
Powoli pokręciłam głową z opuszczonym wzrokiem na znak, że przyznaję rację dla szkolnego piłkarza. Poczułam jak tym razem jego dłoń zsuwa się z mojego ramienia na dłoń i powoli splata swoje palce z moimi. Oddech uwiązł mi w gardle, kiedy następnie usłyszałam jego niski głos z nutą zadziorności.
- Więc chyba nie odmówisz swojemu chłopakowi zatańczyć z nim?
#project98ff
twitter.com/bieburtay
(przepraszam za możliwe błędy, jest środek nocy)
WESOŁYCH ŚWIĄT, MOKREGO ŚMINGUSA DUNGUSA!
Uhuhuhu no tego to sie w ogóle nie spodziewałam, rozdzial cudowny zresztą jak zawsze
OdpowiedzUsuńJa wiedziałam że on tam wpadnie, tylko że w takim momęcie i z przemowoą to tego się nie spodziewałam :D
OdpowiedzUsuń:)))))
OdpowiedzUsuńUmieram
OdpowiedzUsuńJeju dziękuje przedewszystkim za rozdział tak długo na niego czekałam ale było warto:>
OdpowiedzUsuńTeraz za karę, że tyle czasu nie było rozdziałów musisz dodawać codziennie :D ale tak na serio to super rozdział, nie przestawaj pisać :( z niecierpliwością czekam na next ❤ życzę dużo weny :*
OdpowiedzUsuńO boże nie spodziewałam się takiego zwrotu akcji hahah chociaż przeczuwalam że Jus może być z nią na weselu :) cudowny
OdpowiedzUsuńMega :D
OdpowiedzUsuńOjapierdolde oja Aaaaa szczęśliwego sadzonego jajka. B)) hihihihihihihihi jest supi świetnie i wgl czuje, że to jest to yas
OdpowiedzUsuńOmg to sie porobilo xd
OdpowiedzUsuńJejuuuu poniekad Justin w koncu przyznal sie, ze chce byc z Lizzie i takie OMFGOMFGOMFG I ten fragment o milosci podczas jego przemowy *o*
OdpowiedzUsuńAwwww niesamowity !!! Kurwa nie spodziewałam się ze on wpadnie na to wesele w takiej sytuacji 😂😂😍😍
OdpowiedzUsuńWiedziałam, że on będzie na tym ślubie!!!
OdpowiedzUsuń"I tak prędzej czy później będziemy razem" OMG! Kocham ten tekst! Czekam na kolejny z niecierpliwością!
O CHOLERA, ja myślałam, że to będzie zbieg okoliczności, że oni będą na jednym ślubie, ale no kurde! :D Oni to sami wykombinowali, nieźle hahaha Czekam na kolejny i Wesołych Świąt <3
OdpowiedzUsuńO nieźle! Nie spodziewałam się tego! Co do rozdziału cudowny!
OdpowiedzUsuńPodejrzewałam , że on będzie na tym weselu ! Niech się w końcu pocałuja :)
OdpowiedzUsuńWoah, ale się dzieję!! Kocham te fanfiction. Dawaj szybciutko następny rozdział!! :*
OdpowiedzUsuńCo się dzieje.. 😁😁😁 szybko dodaj kolejny :D
OdpowiedzUsuńSerio w takim momencie przerywać :'( czekam na nn I życzę weny:)
OdpowiedzUsuńWróciłaś ♡ Tak czekałam na ten rozdział♡ Wiedziałam,że Justin będzie na weselu. Ale jego słowa mnie rozwaliły. Nie sądziłam że to powie Lizzie. Aww jak się ciesze♡♡♡ Będzie z nich piękna para ♡♡♡ Niech się Lizzie tak nie opiera ;P Tak czy siak muszą być razem ;P Rozdział cudo♡♡ Czekam na nn♡♡
OdpowiedzUsuńJa wiedziałam,że będzie grubo na tym weselu no, ale nie aż tak XD Nie mogę się doczekać następnego <3
OdpowiedzUsuń♡♡♡
OdpowiedzUsuńco ten Justin wyprawia?!
OdpowiedzUsuńTak bardzo proszę, dodaj dzisiaj rozdział! ❤❤❤
OdpowiedzUsuńEj no, co jest? Czemu już nie dodajesz rozdziałów?. My tu czekamy spokojnie, ale cierpliwość się kiedyś kończy..... kiedy rozdziały były regularnie, a teraz... :( przykro mi :( proszę, dodaj rozdział. Zrób to dla nas ❤
OdpowiedzUsuńNie zmuszę cię do czytania, a wręcz przeciwnie - nie chcesz czekać, to możesz wyjść z tego bloga. To mi się cierpliwość kończy, kiedy widzę takie komentarze. Piszę dla siebie i dla własnej przyjemności, a niektórzy uważają, że to mój obowiązek. Mam teraz sporo na głowie, zmieniłam szkołę, jestem bardzo dużo do tyłu, ciężko wszystkk nadrobić, samopoczucie mam złe przez nieszczęśliwą miłość, a pisanie spadło na drugo plan. Jak wszystko się ustabilizuje, rozdziały będą tak jak dawniej. Tak na marginesie - autor poświęca więcej, a wy robicie mi łaskę, że czekacie. Istnieje też życie towarzyskie, a nie tylko siedzieć i narzekać, że nie piszę rozdziału.
UsuńProszę, nie ignoruj nas :( napisz kiedy można spodziewać się rozdziału.
OdpowiedzUsuńNie ignoruję, nie sprawdzałam ff od czasu, gdy dodałam rozdział. Jutro lub pojutrze
UsuńZawiodłam się
OdpowiedzUsuńPrzykro mi w takin razie
UsuńStało się coś? Czemu nie piszesz?
OdpowiedzUsuńZmielam niedawno szkołe w samyn srodku roku szkolnego, muszę nadrabiac wszystkie zaległosci, jeszcze mam własne problemy i pisanie muszę odłozyc na dalszy plan, dopóki sytuacja się nie ustabilizuje
UsuńTo ff jest cudowne i dlatego czekam caluuutki czas B)) srsly ja mam jakieś niedojebanie mózgowe bo po kilka razy sprawdzam xDDD
UsuńKiedy bedzie rozdzial?
OdpowiedzUsuńUmiesz czytać ze zrozumieniem? Rozdział będzie wtedy, gdy wszystko sobie ustabilizuje w szkole
Usuń