- O której wrócisz? - Głos Davida rozbrzmiewał w moim telefonie. Prawdopodobnie nie był wielce ucieszony moją informacją, że idę na imprezę.
- Nie wiem, zależy od Justina - bąknęłam pod nosem i dalej bawiłam się wystającymi nitkami z mojego prześcieradła. Postanowiłam je zaraz zmienić, a najlepiej się całkiem pozbyć.
- Justina? Porozmawiam z nim.
- Tylko nie zrób mi obciachu, Dave - jęknęłam praktycznie od razu i zacisnęłam usta, gdy brat rozłączył połączenie. Pokręciłam głową sama do siebie i podniosłam się z łóżka, po raz kolejny tego dnia podchodząc do szafy. Ogarnęłam długim spojrzeniem zawartość swojego mebla, nie mając pojęcia co na siebie włożyć. W końcu mój wybór padł na czarną spódniczkę oraz biały, koronkowy crop top, który jednak nie odsłaniał mi brzucha ze względu na wysoki stan. Nie miałam najmniejszego zamiaru zakładać na nogi obcasów, nałożyłam tylko czarne kedsy i byłam po prostu już gotowa. Makijaż miałam wcześniej zrobiony, postanowiłam jednak tylko zmyć oczy i dorysować kreski eyelinerem, aby choć trochę wyglądać inaczej niż zwykle.
Usiadłam na miękkim łóżku, cicho wzdychając pod nosem i wyciągnęłam telefon, bawiąc się nim. Justin miał sam przyjść do domu, jak powiedział, więc nie musiałam się spieszyć. Czułam się szczęśliwa. Nie umiałam tego zwyczajnie wyjaśnić. Nie zauważyłam, że z każdym dniem chłopak robił mi się coraz bliższy. Miał wady, jak każdy, może trochę więcej niż przeciętna osoba, jednak było coś w nim, co cię przyciągało do niego. Prawie zawsze był optymistycznie nastawiony do wielu spraw, był zabawny i charyzmatyczny. Szybko zdobywał sobie sympatię innych osób, jeśli mu naprawdę na tym zależało. Chciało się z nim spędzać czas, tak jakby odrywało to od szarej rzeczywistości. Myśląc o tym wszystkim, było kilka punktów, które sprawiały, iż nie czułam się tak bardzo przekonana do Justina. Od kiedy postanowił, że zostaniemy przyjaciółmi, nasze stosunki naprawdę się polepszyły, a on zachowuje się jakby mnie lubił. A z tego co kiedyś mówił, było to z pewnego punktu widzenia niemożliwe. Wiele rzeczy również przede mną ukrywał i nie chciał mi ich powiedzieć. Tu mam na myśli sprawę z Danem - do tej pory nie mam pojęcia, dlaczego próbowali przekonać mnie, aby nie zadawać się z Boltonem. Z drugiej strony Dan tak samo ostrzegał mnie przed Justinem, więc cała sprawa sprawiała, iż żołądek wiązał mi się w supeł. Przetarłam twarz dłońmi i wzdrygnęłam się na rozlegający się dzwonek po domu. Automatycznie wstałam, biorąc na wszelki wypadek sweterek do torebki i zeszłam po schodach na dół, gasząc światła.
- Wejdź! - zawołałam głośno, aby nastolatek mnie usłyszał i w wiklinowym koszyku szukałam kluczy od domu, aby je ze sobą zabrać. David miał swoje, więc nie musiałam się obawiać o jego dotarcie do domu.
Wraz z dźwiękiem otwierających się drzwi, moje oczy od razu skupiły się na wysokiej sylwetce Justina, na którego twarzy gościł jego leniwy, seksowny uśmiech. Prawdopodobnie ten należał do moich ulubionych uśmiechów zafundowanych w moim kierunku. Miał na sobie czarne jeansy z roztarciami oraz szarą, obszerną bluzę z kapturem. Rękawy były zaciągnięte do łokci.
- Niczego sobie wyglądasz - stwierdził, przesuwając wzrokiem po moim ciele, a ja za wszelką cenę starałam się tym nie speszyć i utrzymywałam pewny siebie wyraz twarzy, biorąc klucze w dłoń.
- Tego niestety nie można powiedzieć o tobie - odrzekłam, unosząc brwi do góry, a Justin oblizał swoje pulchne wargi, parskając po chwili śmiechem.
- Twoja opinia będzie odosobniona wśród innych dziewczyn, uwierz. - Mrugnął w moim kierunku, a ja mało co nie zakrztusiłam się swoją śliną, czując jak zazdrość niesamowicie mocno we mnie uderza. Chyba był to jego zamierzony cel, bo odwrócił się z triumfującym uśmiechem, otwierając drzwi przede mną. Posłałam mu spojrzenie spod przymrużonych powiek i wyszłam z domu, podając mu klucze, którymi on zamknął dom. Cieszyłam się, że Justin nie był jednym z tych chłopaków, co wszędzie poruszali się na swoich motorach. Zawsze byłam sceptycznie do nich nastawiona i w najbliższym czasie nie mam ochoty na taką przyjeżdzkę.
Wymamrotałam ciche podziękowania, gdy drzwi od pokaźnego samochodu zostały przede mną otworzone i wkrótce zapięłam pas, zapewniający mi bezpieczeństwo. Usadowiłam się wygodnie w fotelu i obserwowałam jak atrakcyjny chłopak po chwili znajduje się tuż obok mnie. Serce biło mi w nieznacznie przyspieszonym tempie.
- Będzie tam ktoś z moich znajomych? - spytałam w końcu o to, co mi krążyło po głowie. Obawiałam się, że Justin może się napić i zostawić mnie na pastwę losu, więc czułabym się znacznie lepiej, gdyby był tam ktoś, kogo znam.
Justin odpalił silnik, zerkając na mnie od boku, po raz kolejny zwilżając usta językiem. Robił to zdecydowanie za często, a mi na sam widok miękły nogi.
- Huh, chyba nie. Ale w sumie Neville może wpaść.
Pokiwałam głową, nieznacznie uspokojona. Neville'a najbardziej lubiłam ze wszystkich kolegów Justina, jednak wątpiłam, aby w razie czego Neville zrezygnował z zabawy i siedział ze mną. Muszę sama o siebie w końcu zadbać. Przez dłuższą chwilę siedziałam, nie odzywając się, a tylko wpatrywałam się w drogę. Słuchałam uważnie słów Justina i jego żartów na temat naszego dyrektora. W końcu kiedy włączył radio, po całym wnętrzu auta rozległa się piosenka Blank Space, na co od razu moją twarz rozjaśnił mimowolny uśmiech. Czułam na sobie wzrok Justina i miałam wrażenie, że zrobił to specjalnie, doskonale wiedząc, że sprawi mi to przyjemność.
- Uwielbiam - powiedziałam krótko, niezbyt myśląc nad tym co mówię. Sama nie mogłam stwierdzić co miałam na myśli, jego czy piosenkę. Prawdopodobnie te dwie rzeczy, ale nie chciałam, by to wiedział, dlatego zmieszana odwróciłam twarz w bok.
Justin przez całą drogę miał naprawdę dobry humor i nucił utwór, a ze słowami "and you love the game" krzyczał tak głośno przy otwartym oknie, że ludzie zwracali na niego uwagę. Nie podejrzewałam się, że zauroczę się w takim chłopaku, który zachowuje się jak małe dziecko. Zawsze jeśli ktoś mi się podobał, była ta osoba poważna, kulturalna i rozsąda. Justin był całkowitym tego przeciwieństwem.
Dotaraliśmy na miejsce koło dziewiątej wieczorem. Tyler - facet, u którego odbywała się impreza mieszkał w naprawdę świetnej lokalizacji. Jego dom był zwyczajny, jednak miał sporą posesję przy lesie oraz jakimś małym stawie, w którym woda była tak czysta, iż ludzie nie krępowali się w niej wziąć kąpieli. Zagryzłam dolną wargę, idąc tuż za Justinem, który złapał moją dłoń i splótł nasze palce razem. Starałam się zignorować fakt, że nagle poczułam, jak robi mi się gorąco. Mimo wszystko nie czułam się tu źle, ludzie nie zwracali na nas uwagi, tylko miło spędzali czas. Była to przyjemna odmiana po ostatniej imprezie u Biebera lub u mnie, która nie została zainicjonowana z mojego własnego pomysłu. Dostrzegłam za domem, tuż przy lesie rozpalone ognisko oraz ułożone konary drzew przy nim. To przypominało mi nasze świętowanie wygranej w Phoenix. Niesamowite ile się wydarzyło w moim monotonnym życiu od czasu projektu. Justin ścisnął moją dłoń na widok swojego kolegi, który okazał się być Tylerem. Był naprawdę podobny do mnie. No może tylko na pierwszy rzut oka. Miał jasne włosy, niemalże identycznego koloru jak moje, niesamowicie błękitne oczy , a jego skóra była przepiękne opalona.
- Bieber! - przywitał go chłopak radosnym głosem, uściskając go po męsku i miał coś dopowiedzieć, jednak jego wzrok padł na mnie. Był widocznie zaskoczony. - Wow - tylko tyle powiedział, patrząc to na Justina, to na mnie, a ja kompletnie nie wiedziałam, jak mam się zachować w takiej sytuacji. Justin widocznie wywrócił oczami i zacisnął lekko szczękę.
- Lizzie. - Wyciągnęłam dłoń do Tylera, który tylko uśmiechnął się do mnie i uścisnął moją rekę.
- Tyler. Czujcie się jak u siebie. Idę czynić obowiązki gospodarza . - Kiwnął głową w kierunku dziewczyny, która nie mogła znaleźć łazienki. Odprowadziłam wzrokiem jego sylwetkę, po czym spojrzałam na Justina, który był nadchmurzony.
- Masz ochotę coś zjeść lub się napić? - spytał, po chwili znowu łapiąc moją dłoń i prowadził mnie do stolika, na którym było sporo przekąsek i picia. Ciągle myślałam tylko o tym, że trzyma moją dłoń i wcale mi to nie przeszkadza, a wręcz napawa mnie to radością. Odchrząknęłam cicho i wskazałam na sok, który zaraz zaczął mi nalewać do plastikowego kubeczka.
- Szczerze mówiąc, spodziewałam się imprezy coś w stylu twojej - odezwałam się po krótkiej chwili, opierając się o stolik i wpatrywałam się w osoby, które roześmiane ze sobą tańczyły. Nie było tu nikogo, kto by psuł cały przyjazny klimat.
- Tyler taki nie jest. Za to go lubię. Przypomina mi ciebie.
- Och - zdołałam tylko wymamrotać i zaczęłam się zastanawiać, czy miał na myśli, że mnie za to lubi, czy przypominam mu go wyglądem. Obserwowałam jak kilka osób macza palce w fluorescencyjnych farbkach i specjalnie brudzą swoją odzież lub ciało.
Justin spojrzał na mnie, a ja na niego i przez dłuższą chwilę nie zrywaliśmy kontaktu wzrokowego, a ja zorientowałam się, że wstrzymuję oddech. W jego oczach było coś specyficznego, zdarzyło się to do tej pory zaledwie kilka razy i nigdy nie umiałam określić, co to są za emocje.
- Liz! - Poczułam nagły ciężar na swoich ramionach, co spowodowało, iż intymna chwila między mną a Justinem właśnie się skończyła. Neville mnie podarował mnie niedźwiedzim przytulasem, aż musiałam się odsunąć, aby zaczerpnąć powietrza.
- Neville - powiedziałam ciepłym głosem, wycierając z policzka zieloną farbę, która się znalazła na mojej skórze. - Co słychać?
- Wszystko w porządku, właśnie próbuję poderwać Susan, ale po sprawie z Danem wszyscy faceci ją przerażają. - Machnął w kierunku szatynki, która siedziała w gronie znajomych przy ognisku i się śmiała. Zaschło mi w ustach i zesztywniałam na jego słowa, wpatrując się w Neville'a.
- Co Dan ma do tego? - spytałam spiętym głosem, biorąc głęboki wdech do ust i odwróciłam się w stronę Justina po wyjaśnienia, lecz wtedy zorientowałam się, że od dłuższej chwili go z nami nie ma. Zacisnęłam usta.
Neville wyglądał jakby zdał sobie sprawę, iż powiedział za dużo. Nerwowo przygładził swoje ciemne włosy.
- Nieważne, Lizzie.
- Dan jest moim...przyjacielem. Czy on zrobił...krzywdę tej dziewczynie? - Mój głos był niebezpiecznie drżący, kiedy odkładałam kubeczek do połowy wypełniony pomarańczowym sokiem.
Neville parsknął śmiechem i wywrócił oczami.
- Lizzie...
- Więc sama się jej zapytam.
- Chcesz zepsuć jej miły wieczór? Pozwól jej się dobrze bawić. - Uniósł brwi i pogładził mnie po ramieniu uspokająco, a ja westchnęłam ciężko, przyglądając się dziewczynie. Neville miał rację, więc tylko stałam jak słup w miejscu, czując jak łzy szczypały mnie w oczy. Nigdy nie płakałam przy kimś, dlatego momentalnie wypuściłam oddech z ust, próbując panować nad sobą. Miałam naprawdę dość tej sprawy wokół Dana, myśli były tak bardzo natłoczone, że zrobiło mi się niedobrze. Wiem, że Dan zrobił coś złego. Ale skoro jej nie skrzywdził, to nie wpadało mi nic innego do głowy, a to by pasowało dlaczego Justin ostrzegał mnie przed nim. Z drugie strony, znam Dana, nie wyobrażam sobie, że byłby zdolny do czegoś złego. To mnie przerastało. Czułam się jak dziecko, przed którym wszystko było ukrywane, aby nie było mu przykro. Neville był ciągle przy mnie, ale w końcu odszedł, widząc, że nie mam ochoty na rozmowę. Tkwiłam przy stoliku dłuższy czas, a Justina nadal nie było, więc postanowiłam wziąć sobie pianki i usmażyć je przy ognisku.
Wokół było mnóstwo świerszczy, gdyż dawały o sobie znać, a z każdym moim krokiem towarzyszyło szeleszczenie trawy. Usiadłam koło Tylera, a naprzeciw mnie Neville próbujący zagadać do Susan. Tak bardzo chciałam ją zapytać o co chodzi, lecz nie widziałam w tym najmniejszego sensu, skoro rozmawiała wyłącznie ze swoją przyjaciółką.
- Wiesz może gdzie Justin? - starałam się brzmieć normalnie, wyciągając kijek z nabitymi piankami nad ogień. Tyler spojrzał na mnie, lekko szturchając mnie ramieniem.
- Widziałem jak rozmawiał z Olivią.
- O-Olivią?
Błagam, powiedzcie mi, że to nie ten znienawidzony przeze mnie osobnik.
- Olivia Nevton. Niespodziewanie wpadła. - Uśmiechnął się do mnie, a widząc moją niezadowoloną minę, szepnął mi na ucho. - Też bym wolał, aby ją walec przejechał po drodze, jak tu jechała, ale shhh.
Ponuro się zaśmiałam, odwracając wzrok na ogień i starałam się nie ukazać swoich uczuć. Po raz drugi powtarzam, że miesiączka mi się zbliża - byłam zdecydowanie za bardzo płaczliwa, co jest do mnie niepodobne. Ojciec wpoił we mnie i Davida pewne zasady, od których nie mogłam uciec.
Kilka minut później jadłam swoje upieczone pianki, pogrążona w rozmowie z Tylerem na temat piłki nożnej. Od zawsze uwielbiałam ten sport, a przez ciągle uczestniczenie w treningach naszej drużyny, moja wiedza na ten temat znacznie się pogłębiła. Wywróciłam oczami rozbawiona, gdy Neville robił nam zdjęcie, mówiąc, iż wyglądamy jak rodzeństwo. Specjalnie założyłam ręce pod piersiami i patrzyłam z wyrzutem na Tylera, a on zrobił to samo. Kiedy tylko fotografia została zrobiona, napiłam się trochę piwa smakowego od chłopaka. Mimo wszystko dobrze się bawiłam, ale Justina nie było dosyć długo, a bez niego nie było to samo. Jakby na moje życzenie, na horyzoncie pojawiła się niezadowolona Olivia oraz zirytowany Justin. Rozglądał się po twarzach osób, a kiedy nasze oczy się spotkały, wiedziałam, że szukał mnie. Od razu ruszył w moim kierunku, nie zważając na Olivię i usiadł na trawie, gdyż na konarze obok mnie nie było już miejsca.
- Proszę - mruknęłam cicho i dałam Justinowi resztę pianek, a on z uśmiechem zaczął je jeść z jakimiś orzeszkami, gdyż twierdził, że lubi takie połączenie. Rwało mnie do zadania mu pytania na temat Susan, jednak obawiałam się, że wywoła to jego złość, a chciałam spędzić go w dobrej atmosferze. Kiedy wszyscy byli zajęci śmianiem się z chłopaka, który tańcząc, wywrócił się, Justin uniósł dłoń do swoich ust i złożył pocałunek na jej zewnętrznej części. Od razu spojrzałam na niego, czując wzmożoną czułość, ale hamowałam się i tylko pozwoliłam sobie na słaby uśmiech. Z jednej strony chciałam być na niego zła, że coś przede mną ukrywali, jednak jego gesty kompletnie mnie rozbrajały. Zerknęłam na Olivię, która posłała mi aroganckie spojrzenie i wtuliła się w bok nieznanej mi osoby.
- Lizz? Chodźmy na chwilę - szepnął Justin, tak aby nikt oprócz mnie go nie słyszał i podniósł się z trawy, otrzepujac swoje spodnie. Pokiwałam tylko głową, biorąc swoją torebkę i ruszyłam za chłopakiem, nie wiedząc o co chodzi, jednak była to dobra okazja, aby go spytać o nurtującą mnie rzecz. Justin prowadził mnie za dom, gdzie nikogo nie było i podrapał się po karku, patrząc na mnie. Z każdą chwilą czułam się coraz niepewnej. Chce zakończyć naszą znajomość? A może czegoś się dowiedział?
- Co się stało? - spytał ochrypłym głosem po pewnej chwili. Musiał rozpoznać, że jestem przygnębiona.
Chciałam zaczesać kosmyk włosów, jednak Justin mnie uprzedził.
- Justin, ja... - zaczęłam powoli, a w mojej głowie roiło się milion słów, których mogłabym użyć. - Co robiłeś z Olivią? Co ona tu robi?
Justin spojrzał na moje ramiona i zaczął zdejmować swoją bluzę. Od razu wiedziałam co chce zrobić.
- Mam swój sweterek, ja-
- Cicho bądź - przerwał mi i ucałował prędko moje czoło, unosząc moje ręce do góry, następnie wsuwając na mnie jego bluzę, która była przesiąknięta cudownym zapachem chłopaka. Mimowolnie westchnęłam, czując rozchodzące się ciepło po moim ciele.
Justin szybko zaczął mówić, jakby chciał odwrócić moją uwagę od faktu, iż wykonał tak opiekuńczy gest w stosunku do mnie.
- Przysięgam, że nie wiedziałem, że tu będzie. Brad ją pewnie zaprosił. Lizz, nic nie robiłem z nią, co pewnie sobie wyobrażasz. Nie kręcę nigdy z dwoma dziewczynami na raz - odparł łagodnym głosem, chwytając mój podbródek i uparcie wpatrywał się w moje oczy. Serce zabiło mi mocniej. - Pokłóciłem się z nią. Mam dość jej zachowania - wyznał szczerym głosem, a ja odetchnęłam z ulgą i lekko się uśmiechnęlam do niego. Postanowiłam, że jutro go zapytam o Susan. Nie chciałam psuć tak wspaniałego wieczoru. - I jeszcze jedno.
- Hm?
- Jutro zaczynamy nowy sezon, więc chciałbym ci oznajmić, że zostajesz moją cheerleaderką.
- Założę się, że Dan mnie wybierze.
Justin uśmiechnął się zawadiacko i sięgnął po farbki, które świeciły w ciemności.
- Kapitan ma pierwszeństwo, skarbie. - Puścił mi oczko zadowolony z siebie i oblizując wargi, umoczył palce w różowej substancji. Wpatrywałam się w niego rozbawiona, w jednej dłoni trzymając jego koszulkę. Musialam komicznie wyglądać w jego bluzie, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Wśród nas panowała cisza, kiedy Justin starannie malował po moich policzkach kreski, a ja wiedziałam, że robi mi wąsy kotka. Śmiałam się pod nosem i sama postanowiłam wykonać to samo. Nabrałam na wskazującego palca różową farbkę i zaczęłam robić na jego gładkich policzkach wąsy, jak i nosek. Roześmiałam się, gdy zrobił to samo u mnie.
Justin pociągnął mnie za dłoń nad staw, który znajdował się trochę oddalony od domu i nikogo tam nie było. Za każdym razem, gdy patrzylam na chłopaka czułam, że jestem naprawdę zauroczona. Nie obchodziło mnie to, jakie rzeczy zrobił, jego przewinienia. Ważne było, jaki był w takich chwilach.
Wszedł na mały pomost, a ja korzystając z chwili, wyjęłam telefon, od razu włączając kamerę. Wyglądał tak uroczo, że chciałam uwiecznić tę chwilę.
- Justin! - krzyknęłam, chcąc, aby jego twarz się pokazała do aparatu. Kiedy zrobił według moich oczekiwań, od razu się roześmiał i podbiegł do mnie, zanim zdążyłam uciec. Schwycił mnie prędko i z łatwością uniósł do góry, idąc na koniec drewnianego pomostu, tak, że moje nogi wisiały nad wodą. Mój śmiech był połączony z piskami, gdyż ciągle się śmiałam na widok jego wąsów kota. Pokręciłam głową rozbawiona, a nasze spojrzenia się zetknęły. Śmiech zamarł mi z chwilą, kiedy postawił mnie na pomoście, intensywnie się we mnie wpatrując i przyciągnął do siebie, tak że wpadłam na jego tors.
- Jak demon może pchać mnie w ramiona kogoś, kto wygląda jak anioł, gdy się uśmiecha? Huh? - mruknął do mnie, opierając swoje czoło o moje i przesunął swoją dłoń na mój kark, kciukiem robiąc kółka na mojej skórze. Moje nogi zmiękły na jego słowa, czułam jego gorący oddech na swoich ustach i pragnęłam tylko go pocałować. Po raz pierwszy nie czekałam na jego ruch, tylko sama przycisnęłam swoje wargi do niego, czując jak zachłannie odwzajemnia pocałunek.
- Nie wiem, zależy od Justina - bąknęłam pod nosem i dalej bawiłam się wystającymi nitkami z mojego prześcieradła. Postanowiłam je zaraz zmienić, a najlepiej się całkiem pozbyć.
- Justina? Porozmawiam z nim.
- Tylko nie zrób mi obciachu, Dave - jęknęłam praktycznie od razu i zacisnęłam usta, gdy brat rozłączył połączenie. Pokręciłam głową sama do siebie i podniosłam się z łóżka, po raz kolejny tego dnia podchodząc do szafy. Ogarnęłam długim spojrzeniem zawartość swojego mebla, nie mając pojęcia co na siebie włożyć. W końcu mój wybór padł na czarną spódniczkę oraz biały, koronkowy crop top, który jednak nie odsłaniał mi brzucha ze względu na wysoki stan. Nie miałam najmniejszego zamiaru zakładać na nogi obcasów, nałożyłam tylko czarne kedsy i byłam po prostu już gotowa. Makijaż miałam wcześniej zrobiony, postanowiłam jednak tylko zmyć oczy i dorysować kreski eyelinerem, aby choć trochę wyglądać inaczej niż zwykle.
Usiadłam na miękkim łóżku, cicho wzdychając pod nosem i wyciągnęłam telefon, bawiąc się nim. Justin miał sam przyjść do domu, jak powiedział, więc nie musiałam się spieszyć. Czułam się szczęśliwa. Nie umiałam tego zwyczajnie wyjaśnić. Nie zauważyłam, że z każdym dniem chłopak robił mi się coraz bliższy. Miał wady, jak każdy, może trochę więcej niż przeciętna osoba, jednak było coś w nim, co cię przyciągało do niego. Prawie zawsze był optymistycznie nastawiony do wielu spraw, był zabawny i charyzmatyczny. Szybko zdobywał sobie sympatię innych osób, jeśli mu naprawdę na tym zależało. Chciało się z nim spędzać czas, tak jakby odrywało to od szarej rzeczywistości. Myśląc o tym wszystkim, było kilka punktów, które sprawiały, iż nie czułam się tak bardzo przekonana do Justina. Od kiedy postanowił, że zostaniemy przyjaciółmi, nasze stosunki naprawdę się polepszyły, a on zachowuje się jakby mnie lubił. A z tego co kiedyś mówił, było to z pewnego punktu widzenia niemożliwe. Wiele rzeczy również przede mną ukrywał i nie chciał mi ich powiedzieć. Tu mam na myśli sprawę z Danem - do tej pory nie mam pojęcia, dlaczego próbowali przekonać mnie, aby nie zadawać się z Boltonem. Z drugiej strony Dan tak samo ostrzegał mnie przed Justinem, więc cała sprawa sprawiała, iż żołądek wiązał mi się w supeł. Przetarłam twarz dłońmi i wzdrygnęłam się na rozlegający się dzwonek po domu. Automatycznie wstałam, biorąc na wszelki wypadek sweterek do torebki i zeszłam po schodach na dół, gasząc światła.
- Wejdź! - zawołałam głośno, aby nastolatek mnie usłyszał i w wiklinowym koszyku szukałam kluczy od domu, aby je ze sobą zabrać. David miał swoje, więc nie musiałam się obawiać o jego dotarcie do domu.
Wraz z dźwiękiem otwierających się drzwi, moje oczy od razu skupiły się na wysokiej sylwetce Justina, na którego twarzy gościł jego leniwy, seksowny uśmiech. Prawdopodobnie ten należał do moich ulubionych uśmiechów zafundowanych w moim kierunku. Miał na sobie czarne jeansy z roztarciami oraz szarą, obszerną bluzę z kapturem. Rękawy były zaciągnięte do łokci.
- Niczego sobie wyglądasz - stwierdził, przesuwając wzrokiem po moim ciele, a ja za wszelką cenę starałam się tym nie speszyć i utrzymywałam pewny siebie wyraz twarzy, biorąc klucze w dłoń.
- Tego niestety nie można powiedzieć o tobie - odrzekłam, unosząc brwi do góry, a Justin oblizał swoje pulchne wargi, parskając po chwili śmiechem.
- Twoja opinia będzie odosobniona wśród innych dziewczyn, uwierz. - Mrugnął w moim kierunku, a ja mało co nie zakrztusiłam się swoją śliną, czując jak zazdrość niesamowicie mocno we mnie uderza. Chyba był to jego zamierzony cel, bo odwrócił się z triumfującym uśmiechem, otwierając drzwi przede mną. Posłałam mu spojrzenie spod przymrużonych powiek i wyszłam z domu, podając mu klucze, którymi on zamknął dom. Cieszyłam się, że Justin nie był jednym z tych chłopaków, co wszędzie poruszali się na swoich motorach. Zawsze byłam sceptycznie do nich nastawiona i w najbliższym czasie nie mam ochoty na taką przyjeżdzkę.
Wymamrotałam ciche podziękowania, gdy drzwi od pokaźnego samochodu zostały przede mną otworzone i wkrótce zapięłam pas, zapewniający mi bezpieczeństwo. Usadowiłam się wygodnie w fotelu i obserwowałam jak atrakcyjny chłopak po chwili znajduje się tuż obok mnie. Serce biło mi w nieznacznie przyspieszonym tempie.
- Będzie tam ktoś z moich znajomych? - spytałam w końcu o to, co mi krążyło po głowie. Obawiałam się, że Justin może się napić i zostawić mnie na pastwę losu, więc czułabym się znacznie lepiej, gdyby był tam ktoś, kogo znam.
Justin odpalił silnik, zerkając na mnie od boku, po raz kolejny zwilżając usta językiem. Robił to zdecydowanie za często, a mi na sam widok miękły nogi.
- Huh, chyba nie. Ale w sumie Neville może wpaść.
Pokiwałam głową, nieznacznie uspokojona. Neville'a najbardziej lubiłam ze wszystkich kolegów Justina, jednak wątpiłam, aby w razie czego Neville zrezygnował z zabawy i siedział ze mną. Muszę sama o siebie w końcu zadbać. Przez dłuższą chwilę siedziałam, nie odzywając się, a tylko wpatrywałam się w drogę. Słuchałam uważnie słów Justina i jego żartów na temat naszego dyrektora. W końcu kiedy włączył radio, po całym wnętrzu auta rozległa się piosenka Blank Space, na co od razu moją twarz rozjaśnił mimowolny uśmiech. Czułam na sobie wzrok Justina i miałam wrażenie, że zrobił to specjalnie, doskonale wiedząc, że sprawi mi to przyjemność.
- Uwielbiam - powiedziałam krótko, niezbyt myśląc nad tym co mówię. Sama nie mogłam stwierdzić co miałam na myśli, jego czy piosenkę. Prawdopodobnie te dwie rzeczy, ale nie chciałam, by to wiedział, dlatego zmieszana odwróciłam twarz w bok.
Justin przez całą drogę miał naprawdę dobry humor i nucił utwór, a ze słowami "and you love the game" krzyczał tak głośno przy otwartym oknie, że ludzie zwracali na niego uwagę. Nie podejrzewałam się, że zauroczę się w takim chłopaku, który zachowuje się jak małe dziecko. Zawsze jeśli ktoś mi się podobał, była ta osoba poważna, kulturalna i rozsąda. Justin był całkowitym tego przeciwieństwem.
Dotaraliśmy na miejsce koło dziewiątej wieczorem. Tyler - facet, u którego odbywała się impreza mieszkał w naprawdę świetnej lokalizacji. Jego dom był zwyczajny, jednak miał sporą posesję przy lesie oraz jakimś małym stawie, w którym woda była tak czysta, iż ludzie nie krępowali się w niej wziąć kąpieli. Zagryzłam dolną wargę, idąc tuż za Justinem, który złapał moją dłoń i splótł nasze palce razem. Starałam się zignorować fakt, że nagle poczułam, jak robi mi się gorąco. Mimo wszystko nie czułam się tu źle, ludzie nie zwracali na nas uwagi, tylko miło spędzali czas. Była to przyjemna odmiana po ostatniej imprezie u Biebera lub u mnie, która nie została zainicjonowana z mojego własnego pomysłu. Dostrzegłam za domem, tuż przy lesie rozpalone ognisko oraz ułożone konary drzew przy nim. To przypominało mi nasze świętowanie wygranej w Phoenix. Niesamowite ile się wydarzyło w moim monotonnym życiu od czasu projektu. Justin ścisnął moją dłoń na widok swojego kolegi, który okazał się być Tylerem. Był naprawdę podobny do mnie. No może tylko na pierwszy rzut oka. Miał jasne włosy, niemalże identycznego koloru jak moje, niesamowicie błękitne oczy , a jego skóra była przepiękne opalona.
- Bieber! - przywitał go chłopak radosnym głosem, uściskając go po męsku i miał coś dopowiedzieć, jednak jego wzrok padł na mnie. Był widocznie zaskoczony. - Wow - tylko tyle powiedział, patrząc to na Justina, to na mnie, a ja kompletnie nie wiedziałam, jak mam się zachować w takiej sytuacji. Justin widocznie wywrócił oczami i zacisnął lekko szczękę.
- Lizzie. - Wyciągnęłam dłoń do Tylera, który tylko uśmiechnął się do mnie i uścisnął moją rekę.
- Tyler. Czujcie się jak u siebie. Idę czynić obowiązki gospodarza . - Kiwnął głową w kierunku dziewczyny, która nie mogła znaleźć łazienki. Odprowadziłam wzrokiem jego sylwetkę, po czym spojrzałam na Justina, który był nadchmurzony.
- Masz ochotę coś zjeść lub się napić? - spytał, po chwili znowu łapiąc moją dłoń i prowadził mnie do stolika, na którym było sporo przekąsek i picia. Ciągle myślałam tylko o tym, że trzyma moją dłoń i wcale mi to nie przeszkadza, a wręcz napawa mnie to radością. Odchrząknęłam cicho i wskazałam na sok, który zaraz zaczął mi nalewać do plastikowego kubeczka.
- Szczerze mówiąc, spodziewałam się imprezy coś w stylu twojej - odezwałam się po krótkiej chwili, opierając się o stolik i wpatrywałam się w osoby, które roześmiane ze sobą tańczyły. Nie było tu nikogo, kto by psuł cały przyjazny klimat.
- Tyler taki nie jest. Za to go lubię. Przypomina mi ciebie.
- Och - zdołałam tylko wymamrotać i zaczęłam się zastanawiać, czy miał na myśli, że mnie za to lubi, czy przypominam mu go wyglądem. Obserwowałam jak kilka osób macza palce w fluorescencyjnych farbkach i specjalnie brudzą swoją odzież lub ciało.
Justin spojrzał na mnie, a ja na niego i przez dłuższą chwilę nie zrywaliśmy kontaktu wzrokowego, a ja zorientowałam się, że wstrzymuję oddech. W jego oczach było coś specyficznego, zdarzyło się to do tej pory zaledwie kilka razy i nigdy nie umiałam określić, co to są za emocje.
- Liz! - Poczułam nagły ciężar na swoich ramionach, co spowodowało, iż intymna chwila między mną a Justinem właśnie się skończyła. Neville mnie podarował mnie niedźwiedzim przytulasem, aż musiałam się odsunąć, aby zaczerpnąć powietrza.
- Neville - powiedziałam ciepłym głosem, wycierając z policzka zieloną farbę, która się znalazła na mojej skórze. - Co słychać?
- Wszystko w porządku, właśnie próbuję poderwać Susan, ale po sprawie z Danem wszyscy faceci ją przerażają. - Machnął w kierunku szatynki, która siedziała w gronie znajomych przy ognisku i się śmiała. Zaschło mi w ustach i zesztywniałam na jego słowa, wpatrując się w Neville'a.
- Co Dan ma do tego? - spytałam spiętym głosem, biorąc głęboki wdech do ust i odwróciłam się w stronę Justina po wyjaśnienia, lecz wtedy zorientowałam się, że od dłuższej chwili go z nami nie ma. Zacisnęłam usta.
Neville wyglądał jakby zdał sobie sprawę, iż powiedział za dużo. Nerwowo przygładził swoje ciemne włosy.
- Nieważne, Lizzie.
- Dan jest moim...przyjacielem. Czy on zrobił...krzywdę tej dziewczynie? - Mój głos był niebezpiecznie drżący, kiedy odkładałam kubeczek do połowy wypełniony pomarańczowym sokiem.
Neville parsknął śmiechem i wywrócił oczami.
- Lizzie...
- Więc sama się jej zapytam.
- Chcesz zepsuć jej miły wieczór? Pozwól jej się dobrze bawić. - Uniósł brwi i pogładził mnie po ramieniu uspokająco, a ja westchnęłam ciężko, przyglądając się dziewczynie. Neville miał rację, więc tylko stałam jak słup w miejscu, czując jak łzy szczypały mnie w oczy. Nigdy nie płakałam przy kimś, dlatego momentalnie wypuściłam oddech z ust, próbując panować nad sobą. Miałam naprawdę dość tej sprawy wokół Dana, myśli były tak bardzo natłoczone, że zrobiło mi się niedobrze. Wiem, że Dan zrobił coś złego. Ale skoro jej nie skrzywdził, to nie wpadało mi nic innego do głowy, a to by pasowało dlaczego Justin ostrzegał mnie przed nim. Z drugie strony, znam Dana, nie wyobrażam sobie, że byłby zdolny do czegoś złego. To mnie przerastało. Czułam się jak dziecko, przed którym wszystko było ukrywane, aby nie było mu przykro. Neville był ciągle przy mnie, ale w końcu odszedł, widząc, że nie mam ochoty na rozmowę. Tkwiłam przy stoliku dłuższy czas, a Justina nadal nie było, więc postanowiłam wziąć sobie pianki i usmażyć je przy ognisku.
Wokół było mnóstwo świerszczy, gdyż dawały o sobie znać, a z każdym moim krokiem towarzyszyło szeleszczenie trawy. Usiadłam koło Tylera, a naprzeciw mnie Neville próbujący zagadać do Susan. Tak bardzo chciałam ją zapytać o co chodzi, lecz nie widziałam w tym najmniejszego sensu, skoro rozmawiała wyłącznie ze swoją przyjaciółką.
- Wiesz może gdzie Justin? - starałam się brzmieć normalnie, wyciągając kijek z nabitymi piankami nad ogień. Tyler spojrzał na mnie, lekko szturchając mnie ramieniem.
- Widziałem jak rozmawiał z Olivią.
- O-Olivią?
Błagam, powiedzcie mi, że to nie ten znienawidzony przeze mnie osobnik.
- Olivia Nevton. Niespodziewanie wpadła. - Uśmiechnął się do mnie, a widząc moją niezadowoloną minę, szepnął mi na ucho. - Też bym wolał, aby ją walec przejechał po drodze, jak tu jechała, ale shhh.
Ponuro się zaśmiałam, odwracając wzrok na ogień i starałam się nie ukazać swoich uczuć. Po raz drugi powtarzam, że miesiączka mi się zbliża - byłam zdecydowanie za bardzo płaczliwa, co jest do mnie niepodobne. Ojciec wpoił we mnie i Davida pewne zasady, od których nie mogłam uciec.
Kilka minut później jadłam swoje upieczone pianki, pogrążona w rozmowie z Tylerem na temat piłki nożnej. Od zawsze uwielbiałam ten sport, a przez ciągle uczestniczenie w treningach naszej drużyny, moja wiedza na ten temat znacznie się pogłębiła. Wywróciłam oczami rozbawiona, gdy Neville robił nam zdjęcie, mówiąc, iż wyglądamy jak rodzeństwo. Specjalnie założyłam ręce pod piersiami i patrzyłam z wyrzutem na Tylera, a on zrobił to samo. Kiedy tylko fotografia została zrobiona, napiłam się trochę piwa smakowego od chłopaka. Mimo wszystko dobrze się bawiłam, ale Justina nie było dosyć długo, a bez niego nie było to samo. Jakby na moje życzenie, na horyzoncie pojawiła się niezadowolona Olivia oraz zirytowany Justin. Rozglądał się po twarzach osób, a kiedy nasze oczy się spotkały, wiedziałam, że szukał mnie. Od razu ruszył w moim kierunku, nie zważając na Olivię i usiadł na trawie, gdyż na konarze obok mnie nie było już miejsca.
- Proszę - mruknęłam cicho i dałam Justinowi resztę pianek, a on z uśmiechem zaczął je jeść z jakimiś orzeszkami, gdyż twierdził, że lubi takie połączenie. Rwało mnie do zadania mu pytania na temat Susan, jednak obawiałam się, że wywoła to jego złość, a chciałam spędzić go w dobrej atmosferze. Kiedy wszyscy byli zajęci śmianiem się z chłopaka, który tańcząc, wywrócił się, Justin uniósł dłoń do swoich ust i złożył pocałunek na jej zewnętrznej części. Od razu spojrzałam na niego, czując wzmożoną czułość, ale hamowałam się i tylko pozwoliłam sobie na słaby uśmiech. Z jednej strony chciałam być na niego zła, że coś przede mną ukrywali, jednak jego gesty kompletnie mnie rozbrajały. Zerknęłam na Olivię, która posłała mi aroganckie spojrzenie i wtuliła się w bok nieznanej mi osoby.
- Lizz? Chodźmy na chwilę - szepnął Justin, tak aby nikt oprócz mnie go nie słyszał i podniósł się z trawy, otrzepujac swoje spodnie. Pokiwałam tylko głową, biorąc swoją torebkę i ruszyłam za chłopakiem, nie wiedząc o co chodzi, jednak była to dobra okazja, aby go spytać o nurtującą mnie rzecz. Justin prowadził mnie za dom, gdzie nikogo nie było i podrapał się po karku, patrząc na mnie. Z każdą chwilą czułam się coraz niepewnej. Chce zakończyć naszą znajomość? A może czegoś się dowiedział?
- Co się stało? - spytał ochrypłym głosem po pewnej chwili. Musiał rozpoznać, że jestem przygnębiona.
Chciałam zaczesać kosmyk włosów, jednak Justin mnie uprzedził.
- Justin, ja... - zaczęłam powoli, a w mojej głowie roiło się milion słów, których mogłabym użyć. - Co robiłeś z Olivią? Co ona tu robi?
Justin spojrzał na moje ramiona i zaczął zdejmować swoją bluzę. Od razu wiedziałam co chce zrobić.
- Mam swój sweterek, ja-
- Cicho bądź - przerwał mi i ucałował prędko moje czoło, unosząc moje ręce do góry, następnie wsuwając na mnie jego bluzę, która była przesiąknięta cudownym zapachem chłopaka. Mimowolnie westchnęłam, czując rozchodzące się ciepło po moim ciele.
Justin szybko zaczął mówić, jakby chciał odwrócić moją uwagę od faktu, iż wykonał tak opiekuńczy gest w stosunku do mnie.
- Przysięgam, że nie wiedziałem, że tu będzie. Brad ją pewnie zaprosił. Lizz, nic nie robiłem z nią, co pewnie sobie wyobrażasz. Nie kręcę nigdy z dwoma dziewczynami na raz - odparł łagodnym głosem, chwytając mój podbródek i uparcie wpatrywał się w moje oczy. Serce zabiło mi mocniej. - Pokłóciłem się z nią. Mam dość jej zachowania - wyznał szczerym głosem, a ja odetchnęłam z ulgą i lekko się uśmiechnęlam do niego. Postanowiłam, że jutro go zapytam o Susan. Nie chciałam psuć tak wspaniałego wieczoru. - I jeszcze jedno.
- Hm?
- Jutro zaczynamy nowy sezon, więc chciałbym ci oznajmić, że zostajesz moją cheerleaderką.
- Założę się, że Dan mnie wybierze.
Justin uśmiechnął się zawadiacko i sięgnął po farbki, które świeciły w ciemności.
- Kapitan ma pierwszeństwo, skarbie. - Puścił mi oczko zadowolony z siebie i oblizując wargi, umoczył palce w różowej substancji. Wpatrywałam się w niego rozbawiona, w jednej dłoni trzymając jego koszulkę. Musialam komicznie wyglądać w jego bluzie, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Wśród nas panowała cisza, kiedy Justin starannie malował po moich policzkach kreski, a ja wiedziałam, że robi mi wąsy kotka. Śmiałam się pod nosem i sama postanowiłam wykonać to samo. Nabrałam na wskazującego palca różową farbkę i zaczęłam robić na jego gładkich policzkach wąsy, jak i nosek. Roześmiałam się, gdy zrobił to samo u mnie.
Justin pociągnął mnie za dłoń nad staw, który znajdował się trochę oddalony od domu i nikogo tam nie było. Za każdym razem, gdy patrzylam na chłopaka czułam, że jestem naprawdę zauroczona. Nie obchodziło mnie to, jakie rzeczy zrobił, jego przewinienia. Ważne było, jaki był w takich chwilach.
Wszedł na mały pomost, a ja korzystając z chwili, wyjęłam telefon, od razu włączając kamerę. Wyglądał tak uroczo, że chciałam uwiecznić tę chwilę.
- Justin! - krzyknęłam, chcąc, aby jego twarz się pokazała do aparatu. Kiedy zrobił według moich oczekiwań, od razu się roześmiał i podbiegł do mnie, zanim zdążyłam uciec. Schwycił mnie prędko i z łatwością uniósł do góry, idąc na koniec drewnianego pomostu, tak, że moje nogi wisiały nad wodą. Mój śmiech był połączony z piskami, gdyż ciągle się śmiałam na widok jego wąsów kota. Pokręciłam głową rozbawiona, a nasze spojrzenia się zetknęły. Śmiech zamarł mi z chwilą, kiedy postawił mnie na pomoście, intensywnie się we mnie wpatrując i przyciągnął do siebie, tak że wpadłam na jego tors.
- Jak demon może pchać mnie w ramiona kogoś, kto wygląda jak anioł, gdy się uśmiecha? Huh? - mruknął do mnie, opierając swoje czoło o moje i przesunął swoją dłoń na mój kark, kciukiem robiąc kółka na mojej skórze. Moje nogi zmiękły na jego słowa, czułam jego gorący oddech na swoich ustach i pragnęłam tylko go pocałować. Po raz pierwszy nie czekałam na jego ruch, tylko sama przycisnęłam swoje wargi do niego, czując jak zachłannie odwzajemnia pocałunek.
~ jeśli przeczytałaś, skomentuj
project98ff
bieburtay
ask.fm/ihoransome
bieburtay
ask.fm/ihoransome
pozdrowienia dla dziewcząt z twittera, które mi dziś pomogły w pewnej rzeczy
ps. moje życie straciło sens, gdy polska odpadła z euro
A już myślałam że może się jej zapyta czy zostanie jego dziewczyna kiedy chciał żeby z nim poszła :) Mamy kolejny pocałunek Jussie i czekam na więcej do następnego cudowny rozdział <3
OdpowiedzUsuńO Jezus Maria! Cytat z I knew were you trouble! Kocham bardzo bardzo takiego Justina! ♥
OdpowiedzUsuńUwielbiam!!
OdpowiedzUsuńOni są tacy cudowni <333333 nixababy
OdpowiedzUsuńBardzo dużo FF jest pisane takim językiem, że ja płacze, a przy project98 czytam wszystko od deski do deski.
OdpowiedzUsuńAwww też chce iść na taką super imprezę (najlepiej z jakimś przystojnym Justinem XD)
cudowny
OdpowiedzUsuńKocjam ten rozdzial o moj boze siebeid dhjhv
OdpowiedzUsuń"Nie kręcę nigdy z dwoma dziewczynami na raz". Aaaa Justin przyznał się że kręci z Lizzie. Kocham to opowiadanie. Jest cudowne. Z niecierpliwością czekam na kolejne rozdziały :)
OdpowiedzUsuńAww te momenty Justina i Lizzie ^^ Liz już wpadła po uszy ale widać że i z Justinem to samo ;) Mam tylko nadzieję że nie postawisz żadnej przeszkody na ich drodze ;P Chociaż kto wie co planujesz ;P Rozdział cudo <3 Czekam na nn<3
OdpowiedzUsuńEj no myslalam ze on się jej zapyta czy będą razem:( słodki rozdział ��
OdpowiedzUsuńTo było urocze:) mam nadzieję,że kolejny pojawi się niedługo
OdpowiedzUsuńKiedy dodasz nowy rozdzial?
OdpowiedzUsuńKocham to !!!
OdpowiedzUsuńDziewczyny polecacie jakieś dobre blogi? Tego typu jak to? Jak tak to wstawiajcie linki w komentarzach. Dziękuję :)
Nie no nie wierzę, najpiękniejszy rozdział <3 Sama udałabym się na taką imprezę. Cholera, jak ja zazdroszczę Lizzy. Mam nadzieję, że nie do czasu xd
OdpowiedzUsuńGenialny y
OdpowiedzUsuńŚwietny! Zapraszam na mojego bloga http://believe-in-yoursdreams-jbff.blogspot.com
OdpowiedzUsuńKocham kocham :*
OdpowiedzUsuńrozdział sztos, czekam na następny ❤��
OdpowiedzUsuńCudo *.*
OdpowiedzUsuńŚwietny 😛
OdpowiedzUsuńBoski 😍😍 ach dlaczego w takim momencie 😭😭😂 kocham ❤️
OdpowiedzUsuńKiedy dodasz nowy rozdzial.
OdpowiedzUsuń